"Pani Fletcher" o której dziś, pokazuję kobietę stojącą przed zmianami. W jej przypadku to samotność - od dawna pozostawiona przez męża, skupiona na wychowaniu syna, teraz z dnia na dzień żegna go i zostaje sama ze sobą. Szansa na rozpoczęcie nowego życia, ale przecież i masa obaw. No bo, czy to wypada, czy to na pewno dla mnie tak ważne, potrzebne, czy to nie strata czasu... Serial na tyle mi się spodobał, że chyba odgrzebię gdzieś ze stosu powieść Toma Parroty (tu jako główny scenarzysta i jeden z producentów). "Pani Flecther" jest zabawna, a jednocześnie gorzka, pikantna, choć bez przesady, pokazuje to co pewnie przeżywa wielu ludzi około 40 czy 50, gdy np. dzieci wyfruwają z domu - i zaczyna się budowanie swojego życia jakby od nowa. Może bardziej na sobie i swoich potrzebach, tylko czy się to potrafi, skoro może wiele lat się o sobie nie pamiętało, bo zawsze rodzina była na pierwszym planie. Nawet z mężem, czy żoną, trzeba nauczyć się żyć od nowa. I to właśnie tu dla mnie jest najciekawsze. Marzenia Evy, pełne wyuzdania i namiętności, są wołaniem o coś czego pragnie od dawna, ale nie wie jak to znaleźć.
Nie będzie to więc ani Grey, ani Blanka Lipińska, choć twórcy nie unikają dosłowności. Nie będzie, bo bohaterowie są dużo prawdziwsi, nie tak wyidealizowani, mocno zagubieni. Może to m.in. wina właśnie tego typu literatury i filmów, które mocno uprzedmiotowiają seksualność, obiecując że przyniesie ona szczęście i rozwiązanie wszystkich problemów. Porno raczej problemów nie rozwiązuje, raczej tworzy w głowie jakieś chore wyobrażenia (każdy chce tego na co i ja mam ochotę). Potem szuka się "bajki" i przychodzi niejednokrotnie rozczarowanie.
Świetnie pokazuje to serialowy wątek pokazujący syna Pani Fletcher, czyli Brendana, wyjątkowego dupka, przyzwyczajonego do bycia pępkiem świata. Wyjeżdżając na studia nawet nie wie jakiego mocnego kopa dostanie od życia, nie tylko w nauce, ale i w relacjach męsko-damskich i mniemaniu o sobie. Sporo tu takich fragmentów, które pokazują lekcję jaką życie daje bohaterom, ucząc tolerancji, dając szanse, konfrontując ich z lękami. A Eva? Serial kończy się w takim momencie, że nie wiemy czy zgnębiona wyrzutami sumienia przekreśli szansę na to, by jej potrzeby seksualne mogły być znów realizowane. Idealny moment na zakończenie, a jednocześnie aż kusi drugi sezon. Choćby tylko dla Kathryn Hahn, która jako budząca się do życia czterdziestka jest po prostu wyborna!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz