wtorek, 14 stycznia 2020

Dług krwi - Grzegorz Gołębiowski, czyli kryminał z sąsiedztwa

Trzecie spotkanie z kryminałami Grzegorza Gołębiowskiego, pasjonata historii i genealogii z sąsiadującego z moim miasteczkiem Ożarowa Mazowieckiego. Niech Was nie dziwi więc patronat (już drugi) Notatnika na okładce - warto wspierać ludzi i ich pasję, prawda? Cieszy fakt, iż z każdą książką autor rozwija swój talent, wygładza różne niedociągnięcia i jest otwarty na uwagi - "Dług krwi" czytałem więc dwukrotnie: raz jeszcze w wersji roboczej, a potem już wersję wydrukowaną, porównując sobie różne fragmenty. Uczestniczenie w tym procesie daje frajdę, ale i uświadamia, że jednak pisanie wcale nie jest sprawą tak prostą jak niektórym się to wydaje.
Ciekawi bohaterowie, dialogi, tło, intryga (w kryminale przecież niezbędna), jakieś zaskoczenie w finale - o to wszystko trzeba zadbać i pewnie potem nerwowo oczekuje się na pierwsze uwagi i recenzje. Takowe na temat "Długu krwi" już się pojawiły, pierwszy nie jestem, ale dorzucę od siebie jeszcze kilka groszy.


Bohaterowie. W poprzednich dwóch tomach poznaliśmy Adam Floriański, zajmującego się genealogią i jego ukochaną Annę - specjalistkę od cyberbezpieczeństwa. Wspólnie rozwiązywali sprawy, które sięgały głęboko w przeszłość, wciąż jednak wywołując wielkie emocje u niektórych ludzi - tak wielkie, że gotowi byli nawet dla nich zabić. Tym razem oprócz tej pary na pierwszym planie pojawia się dwóch policjantów, którzy prowadzą śledztwo w sprawie zamordowania pewnego mężczyzny. Nasi starzy znajomi tym razem będą gdzieś na orbicie śledztwa, a choć ich pomoc nie będzie jakoś bardzo istotna, rozmowy i spotkania, w jakich uczestniczą, pozwolą czytelnikom powoli odkrywać tropy, o jakich jeszcze być może nie pomyśleli. Mimo bowiem okoliczności  upozorowanych na jakieś porachunki mafijne, rozwiązania zagadki trzeba szukać gdzie indziej.
Gołębiowski, jako że lubi historię i to nie tylko tą wielką, ale również historię małych społeczności lokalnych, umiejętnie wplata różne ciekawostki w fabułę, a czytelnik do końca nie wie, które będą miały znaczenie dla sprawy, a które niekoniecznie. I niby nie ma jakichś spektakularnych zwrotów akcji, rozwija się ona dość powoli, czyta się to całkiem dobrze. Nawet jeżeli nie przekonają Was rozważania z pogranicza psychologii na temat dziedziczenia traum i powtarzania się w kolejnych pokoleniach jakichś wzorów postępowania, to sam pomysł na powiązanie tych teorii z treścią książki jest całkiem pomysłowe. 
W relacjach rodzinnych może kryć się wiele tłumionych emocji, ukrywanych zranień i sekretów, który gdy wyciąga się je na wierzch mogą wywołać dreszcz przerażenia. Nawet jeśli współczujemy i próbujemy zrozumień, nie znaczy to jednak usprawiedliwienia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz