sobota, 10 czerwca 2017

Zakładnik z Wall Street, czyli czego pragną ludzie

Julia Roberts i George Clooney, a za kamerą Jodie Foster. Gdy taki zestaw pojawia się w filmie obok siebie, oglądalność jest zapewniona, szkoda tylko, że scenarzyści uznali, że już nie muszą się specjalnie wysilać nad kwestiami jakie mają oni wypowiadać. Coś, co miało trzymać w napięciu, ogląda się kompletnie bez emocji, a z całej historii w głowie pozostaje nawet nie tyle główna intryga, co przemyślenia na temat tego jak wyglądają współczesne media i czego oczekują widzowie.
Jeszcze kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu, gdyby w telewizji pojawił się facet, który bierze zakładników, pewnie nie mogłoby to pójść na wizję. A nawet gdyby poszło, na pewno reakcje widzów byłyby inne. Co to się z nami porobiło - znieczulica jakaś, że szukamy sensacji, nie próbując dotrzeć do przyczyn tego aktu. Facet z bronią, z materiałami wybuchowymi i nikogo nie obchodzi co go do tej desperacji popchnęło?


No nie, przesadzam. Jego sprawą zainteresował się dziennikarz, który stał się jednocześnie zakładnikiem. Tyle, że przecież wraz ze swoją producentką (Julia Roberts) chce on przekonać swoich widzów, by też poczuli empatię, współczucie do sprawcy, spojrzeli na niego jak na ofiarę, chce pokazać prawdę na temat załamania notowań spółki, w której tamten utopił wszystkie oszczędności, wierząc w swoją moc, talent, popularność. Dla bogatych milion w tę, czy w drugą stronę, to niewielki problem, dla tego mężczyzny to utrata wszystkich marzeń. A widzowie? Mimo, że pewnie sami też stracili kasę na tych akcjach, wszyscy przeczuwają, że to przekręt, a nie błąd systemu jak im się wmawia, traktują go jedynie jako chwilową ciekawostkę, sensację. To nie żaden bojownik o prawdę, sprawiedliwy, który chce walczyć z kapitalistycznymi oszustami, tylko zbankrutowany, żałosny facet, którym pomiata nawet jego dziewczyna.
Po co więc całe show, śledztwo prowadzone prawie na żywo, skoro mało kogo to interesuje? Co z tego, że szef firmy jest czarnym charakterem, skoro widzów telewizji mało to wzrusza. Ciekawi ich tylko to, czy facet kogoś zastrzeli czy nie. Oto dzisiejsze media: dostarczyciele papki, rozrywki, tabloidowych uproszczeń.
A sam film? Średniak. Niestety tym razem jako reżyserka Jodie Foster niespecjalnie się popisała. Zresztą Julia Roberts w roli producentki też nie.

Ciekawe jak uda mi się dzisiejszy wieczorny seans.

2 komentarze:

  1. Jodie Foster jedynie reżyseruje ten film. Nie przypominam sobie, by też w nim występowała, ale może się mylę, bo pamięć jest zawodna, a ja oglądałam go w zeszłym roku. Tak czy tak, główną rolę żeńską, producentki programu, gra przecież Julia Roberts.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ha ha, rzeczywiście zafiksowałem się na Julii Roberts, a napisałem o Foster i potem połączyłem obie... ech naprawdę powinienem przestać pisać po nocach. poprawiam. Dzięki!

      Usuń