I tak by można w sumie podsumować "Voltę" (premiera 7 lipca). To co może stanowić o jej popularności i sprawić, że ludzie będą chcieli obejrzeć ją nawet i dwa razy, to kilka dobrych pomysłów na obsadę, jeden wątek, nazwijmy go politycznym i fajne dialogi. Czyli to, za co właśnie lubimy filmy Machulskiego. Dziś nikt sobie nie wyobraża Siary, czy Kilera i ich bezbłędnych tekstów, nie widząc konkretnych aktorów i ich min w głowie. I tak mam wrażenie może być i tym razem - kilka scen może uzyskać podobny status kultowości. Ale o co chodzi? To czytajcie dalej.
Cała ta historia rozpisana na kilka planów czasowych, czyli prowadzenie śledztwa dotyczącego korony króla Kazimierza Wielkiego blaknie gdy tylko na ekranie pojawiają się dwaj panowie: Andrzej Zieliński i Jacek Braciak. Pierwszy jest spin doktorem, który doradza temu drugiemu w kampanii prezydenckiej. Z takim kandydatem, który wydaje się mieć własną wizję rządzenia i o którym jednym z niewielu pozytywów będzie slogan: prosty facet, taki jak wy, żaden spec by cudów nie osiągnął. A może jednak? Partia socjalistyczno-narodowa jako żywo może nam coś przypominać. W każdym razie obaj są kapitalni. Zresztą mam wrażenie, że gdy Zieliński ma dobrego partnera obok siebie, to wszystko nabiera życia (z Michałem Żurawskim, który gra jego ochroniarza, też najlepiej wypadają razem). To własnie wtedy słyszymy najlepsze teksty. No może i w scenach historycznych parę się znajdzie (choćby widelec).
Panie niestety wypadają słabiej, pozwolę sobie więc pominąć milczeniem ten temat. Dziwne to trochę, bo w końcu w fabule mają ważne role, a gdy przychodzi do ich scen, to jakby reżyserowi trochę na nie zabrakło pomysłów.
Plusem na pewno za to jest tło: Lublin i okolice. Rzeczywiście pięknie sfotografowany, urokliwy. Może ciut nachalnie pokazuje nam się logo miasta i regionu, ale należą się brawa dla władz, które do filmu się dorzuciły. To dobra promocja.
Podsumowując "Volta" dostaje ode mnie na Filmwebie 7 i choć mam wrażenie, że Machulski historię przekrętów opowiadał już tyle razy, że aż dziwne iż do nich powraca, znowu mu się udało. To kino rozrywkowe, pełne aluzji i sprawnie zrobione. Gdyby jeszcze reżyser dysponował takim budżetem jak choćby koledzy zza Oceanu ("Ocean's Eleven"), byłoby jeszcze lepiej. Siermiężność udaje się jakoś jednak zasłonić dobrymi kreacjami aktorskimi.
Za seans dziękuję kinu Atlantic. Tam zawsze można zobaczyć coś przed premierą :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz