niedziela, 18 czerwca 2017

Pedagog, czyli jestem inny

Parę już razu pisałem, ze z dużym zainteresowaniem poluję na obrazy, które gdzie dotycząc szkoły, tego jak nauczyciel czy wychowawca może inspirować uczniów, pomagać im, jak wiele można w ten sposób osiągnąć. Gdy widziałem w programie "Pedagoga" nie mogłem go ominąć. Choć określenie przy nim figurujące: komedia, powinno już mnie ostrzec, że tym razem nie mam co liczyć na nic, co mógłbym gdzieś dopisać do listy prywatnej filmoterapii.
Pat Mills. Mówi Wam to coś? Mi dotąd nie i aż jestem ciekaw innych jego ról - czy są równie zakręcone. Tu na pewno sam sobie ją stworzył, bo też i on jest reżyserem tego dzieło. Raczej komediodramatu niż komedii, ale niech tam. Trudno moim zdaniem dostrzec to o czym pisze się w zajawkach na temat tej produkcji: doskonałe gagi, świeżość oraz niczym nieskrępowany humor. Śmiać się z tego, że ktoś jest żałosny, nieporadny, że życie mu się nie układa? A może dlatego, że jest w dodatku nałogowcem, gejem, notorycznym oszustem i ma raka?
Nie. Zdecydowanie trudno tu się śmiać. Gość jest raczej żałosny, zdeterminowany, by znaleźć jakąkolwiek robotę (jest bezrobotnym aktorem), więc podrabia papiery i zgłasza się do szkoły, by pracować jako pedagog (czy też doradca). A może kogoś śmieszy to, że gość w swoim gabinecie pije, ćpa i proponuje to samo swoim uczniom? No boki zrywać.
Wszystko przerysowane, rozważania filozoficzne głównego bohatera odkrywcze niczym mądrości Coelho, a jedyne co można by zaliczyć na plus, to fakt, że facet dostrzega w szkole (i w dziwny sposób stara się pomóc) różnych odszczepieńców, których społeczność odrzuca. On ich rozumie. Ale mam duże wątpliwości, czy potrafi znaleźć dla nich jakąś mądrą radę, skoro sam jest tu gdzie jest.
Ani to zabawne, ani szokujące. OOOO wiem, jutro będzie o czymś szokującym. A przynajmniej obrzydliwym. Kto zgadnie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz