Wydawnictwo Rebis zrobiło wznowienie pozycji, którą wydało ciut wcześniej, licząc na to że serial przyciągnie na nowo uwagę i rozpali wyobraźnię. Niby jest spory potencjał - zagadkowa pandemia wybijająca prawie całą ludzkość, przerażająca wizja świata, który nagle zmienia się się na naszych oczach, garstka ocalałych i próby budowania na nowo zasad jakiejś społeczności.
Pisana niedługo po wojnie, gdy ludzie pewnie chcieli nowej nadziei i odpoczynku, na powrót stawiały pytanie o to czy możemy czuć się bezpiecznie w swoim komfortowym życiu, czy jest to coś niezmiennego, co przekażemy dzieciom, wnukom, a one wciąż i wciąż będą to jeszcze unowocześniać, ulepszać, dla wygody kolejnych pokoleń.
Postapokaliptyczne wizje zwykle w literaturze i filmie są spektakularne, a tu wszystko jest takie... zwyczajne.
I w sumie tajemnicze, bo nie znamy przyczyny śmierci tylu milionów ludzi. Całe miasta, całe regiony trupów. Zagłada przyszła szybko i nie zdołano zorganizować pomocy, bo to szło niczym tsunami. Czemu niektórzy przeżyli też nie wiemy - może mieli w sobie jaki antygen, który pomógł im w przetrwaniu. W przypadku głównego bohatera możemy domyślać się, że chodziło o jad węża, który go ukąsił.
Gdy po kilku dniach chorowania odzyskuje świadomość okazuje się, że cywilizacji już nie ma. Woda jeszcze płynie rurami, ale pewnie nie za długo to potrwa, prąd znika po pewnym czasie, podobnie ogrzewanie. Dzikie zwierzęta wkraczają do miast, a te hodowlane powoli dziczeją lub padają ofiarą tych pierwszych.
Jak ułożyć sobie życie w takich warunkach? Ile można żyć na konserwach ze sklepów lub próbując polować? Ponieważ samotność trochę przeraża, najlepiej trzymać się blisko choćby z niewielką ilością ludzi, wtedy może jest nawet szansa na jakieś relacje, może nawet potomków. Tylko co mogą im przekazać? Czy będą w stanie przekazać im swoją wiedzę na temat zagrożeń oraz wszystkich zdobyczy cywilizacji? A może tak już ma być, że człowiek do swojej potęgi nigdy nie wróci i musi pogodzić się z tym, że będzie żył w niewielkich gromadach, podobnie jak zwierzęta, zapominając wcześniejszą wiedzę, ucząc się raczej w praktyce tylko tego co niezbędne.
Ciekawe, choć ewidentnie brakuje tu trochę napięcia, jakiejś akcji. Wydarzenia dzieją się powoli, bez wielkich emocji przyjmowane są tak narodziny jak i śmierć, jakieś radości jak i klęski. A to wszystko autor przeplata cytatami z Biblii. Wizja w której nie ma potworności, ale i nie ma wielkiej nadziei.
Więcej tu pytań filozoficznych i socjologicznych, obaw konkretnego, starzejącego się człowieka, który pamiętał jeszcze świat sprzed zagłady o przyszłość jego dzieci, niż tego z czym kojarzymy fantastykę, czyli katastroficznymi wizjami, ostrzeżeniem, akcją, która ma podkreślać zagrożenie.
Podobno Stephen King pisząc "Bastion" inspirował się właśnie powieścią Stewarta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz