Sięgasz po książkę skuszony nagrodą Pulitzera, czytasz i trochę się męczysz, bo napisane dość drętwo, a mimo to poleciłbyś ten tytuł każdemu kto choć trochę lubi reportaże. Jak to możliwe?
Ano właśnie tak jest. Mimo wszystkich wad tej pozycji, przeskakiwania z postaci na postać, sięgania głęboko w przeszłość, choć przecież punktem wyjścia jest dość współczesne wydarzenie - niewiele jest pozycji, które by tak mocno nie uświadamiały nam tego co leży u źródła konfliktu pomiędzy Palestyną i Izraelem. Nie chodzi bowiem o to co wydarzyło się rok, dwa lata temu, czy nawet 10 - wszystko ma swoje korzenie w sytuacji która rozpoczęła się tuż po powstaniu państwa żydowskiego na ziemiach Palestyny. Od początku przyjęta strategia polegała na wyrzucaniu z terenów, które Izrael uznał za swoje wszystkich dotychczasowych mieszkańców, potem wielokrotnie łamano wszystkie ustalenia i granice, teren wciąż się poszerzał, a lokalna ludność spychana była do niczym do getta, traktowana była jako obywatele drugiej kategorii. Gdy czytasz o tym jak nawet nie możesz dojechać do ziemi swoich przodków, która została wam odebrana, bo nie masz odpowiedniego dokumentu jak "element podejrzany", czyli Palestyńczyk, jak czytasz o drogach, które są dostępne tylko dla obywateli Izraela, o punktach kontrolnych i posterunkach na których po raz kolejny każdy jest sprawdzany, o domach które są wyburzane by zbudować kolejne osiedle dla osadników żydowskich, by jeszcze bardziej rozszerzać strefę wpływu - przestajesz się dziwić napięciom i nienawiści, która jest przekazywana kolejnym pokoleniom. Niewiele jest rodzin w których ktoś z mężczyzn (czy nawet chłopców) nie siedział w więzieniu - tu nie trzeba zarzutów, wystarczy podejrzenie lub chęć zmuszenia do zeznań. Ilość przemocy, przejawów polityki siły, poniżania ludności tych ziem ze strony Izraela jest potworna.
A jednocześnie co warto podkreślić, nawet w historiach ludzi których autor wysłuchuje wcale tej nienawiści nie słychać (choć wciąż się ją im wmawia). To raczej skarga, wołanie o sprawiedliwość, o zmianę losu, wściekłość na polityków, którzy dogadują się ponad plecami zwykłych ludzi, niż chęć odwetu. Izrael postrzega ich jako tych, którzy od małego chcą podkładać bomby, rzucać kamieniami, mordować, walczyć, a oni chcieliby tak naprawdę po prostu zwyczajnie żyć, pracować, nie bać się o to że ktoś im zabierze dom, że ich aresztuje, mieć dostęp do szpitali, edukacji, móc realizować swoje podstawowe prawa.
Punktem wyjścia jest wypadek autokaru z dziećmi palestyńskimi, a my jako czytelnicy możemy wejść w historię kolejnych osób, które ta sytuacja jakoś dotyka. Są rodzice tych dzieci, ale są i ratownicy, którzy docierają na miejsce, są politycy, świadkowie, są lekarze... Każdy dorzuca swój kamyczek nie tylko do opisu tego konkretnego zdarzenia, ale i szuka przyczyn, opowiada o tym jak postrzega problem, czyli napiętą sytuację Palestyńską-Izraelską. Co ważne - to głos nie tylko jednej strony!
I dlatego tą książkę się zapamiętuje i chce się polecać. Nie ma zbyt wielu pozycji, które by pokazywały lepiej to co się tam dzieje, ale nie z punktu widzenia walczących stron, polityków, ale z perspektywy zwyczajnego człowieka. Nathan Thrall uczłowiecza ten konflikt. Choć chwilami nuży zbytnia szczegółowość, suchość opisywanych zdarzeń, po stokroć warto to przeczytać.
Patrzysz na zbudowany mur, na wszystkie działania Izraela, które argumentuje się bezpieczeństwem jego obywateli i zdajesz sobie sprawę, że to wszystko jeszcze bardziej jedynie podsyca ogień tego konfliktu. Ci którzy wyobrażają sobie życie obok siebie jako sąsiedzi, mimo różnic, nawet nie mają możliwości głosu, a jedynie oni mogliby przynieść prawdziwe uzdrowienie, być zaczątkiem jakiejś zmiany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz