środa, 24 lipca 2024

Prosta sprawa, czyli przecież grzecznie prosiłem

Żeby wejść w klimat tej notki, bo być może nie wszystkim będą pasować moje peany, należałoby kliknąć wcześniej moją opinię o powieści Wojciecha Chmielarza, która była podstawą scenariusza (możesz klikać tu) albo opinię o ostatnim serialu o Jacku Reacherze. 

Czasem po prostu fajnie sięgnąć po coś mięsistego, z wyraźnym podziałem na dobro i zło, z bohaterem, który choćby i bez broni, potrafi rozprawić się ze wszelkimi złolami, zagrażającymi danej społeczności. Smakuje wtedy najlepiej, gdy to niewielkie miasteczko, czyli wchodzimy jeszcze w klimat dawnych westernów, a nie sensacji wielkomiejskich z pościgami, strzelaninami itd. Po co fajerwerki, skoro zwykle ciekawsi są ludzie? W produkcji Olenckiego (to ten od świetnej Furiosy), podobnie jak w książce, zaskakuje i intryguje tożsamość tego bohatera, jego tajemnice. Wiemy że potrafi walczyć, strzelać, że nie przepada za kontaktami z prawem, cały czas wydaje się kryć, ale co więcej? Przybywa do niewielkiego miasteczka na Dolnym Śląsku, w Karkonoszach jedynie na chwilę, załatwić prostą sprawę. I rozpętuje piekło.



Wszystko przez to, że człowiek którego szuka, jest na celowniku miejscowego bandziora, bo ukradł kasę chcąc ratować swoją chorą córeczkę. Bezimiennemu nie pozostaje nic innego, jak utrzeć nosa łobuzom, dotrzeć do kogoś, kogo nazywa przyjacielem i pomóc mu wykaraskać się z kłopotów. Im więcej jednak guzów i ran za sobą facet zostawia, jeszcze bardziej wkurza przeciwnika i ten mobilizuje wszystkie siły, by go upolować.

Proste? Proste. Ale jak fajnie to jest zrobione! Nawet znając książkę i tak czekałem na kolejne odcinki, bo frajda z tego jest spora. Nie chodzi o same sceny akcji, które są świetnie pokazane, realistyczne jak diabli, nie chodzi też o intrygę, która jak ustaliliśmy do skomplikowanych nie należy. Udało się zgrabnie podnosić i obniżać napięcie, a pomiędzy bójki, czy strzelaniny, wpleść trochę wątków pokazujących przeszłość samego bohatera lub postaci ważnych dla fabuły. No i jak to jest zagrane! Od Damięckiego, który w pewnym momencie będzie wyglądał jak tatar, a i tak się będzie podnosił do walki, przez ciekawą kreację Adamczyka, zaskakująco dobrego Zalewskiego czy niepokojącego Kmiecika. O ile w filmach Vegi wszystko jest karykaturalne, to tu nawet bandyci wypadają realistycznie. Duże brawa.


Jest w bohaterze zagadkowość, ale coś od razu nas do niego przyciąga. Zasady, dawanie szansy, kalkulacja czy musi zabijać, chłód, który czujemy że jest tylko maską... Podobnie jak w Reacherze nie zabraknie też pewnej dawki humoru (no dobra, specyficznego, ale jest).
Prosta historia, a ile frajdy. Owszem, jest brutalnie. Ale wierzymy, że dobro w końcu zwycięży. I że tamtym się należało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz