wtorek, 16 lipca 2024

Odlecieć jak najdalej - Ałbena Grabowska, czyli o tych marzeniach lepiej głośno nie mów

Miało być muzycznie, ale mam raczej nastrój na pisanie o książkach. Zdarza mi się czytać równolegle jakąś akcję lub kryminał z książką obyczajową i mieć z tego równie dużą przyjemność, tym razem jednak coś mi nie bardzo leżała najnowsza propozycja od Pani Grabowskiej. Punkt wyjścia - interesujący. Oto lata 60, PRL trzyma się mocno, wszechobecna inwigilacja, ale już powoli gdzie przesiąkają coraz częściej do nas jakieś produkty z Zachodu i paradoksalnie właśnie ci, którzy są bliżej władzy i mają jej poparcie, najbardziej lubią się nimi otaczać i je pokazywać. Młoda bohaterka od zawsze marzy o podróżach, o ciekawszym życiu, ale póki co przed nią matura, nauka i zmartwienia, by jakoś odłożyć trochę grosza na własne przyjemności.


Co więc mi nie zagrało? Chyba trochę zabrakło większego skupienia się na Oli, budowania jej cieplejszego wizerunku, zrozumienia jej motywacji, wywołania jakichś naszych emocji względem niej. To ostatnie udaje się dopiero pod koniec książki, gdy zaczyna się wokół nie dziać ciut bardziej dramatycznie, wcześniej jednak autorka więcej czasu poświęca nawet nie jej samej, co jej babci i przedstawianiu donosów na temat tej rodziny. Motyw ten, choć ciekawy, trochę zagadkowy, bo trzeba zgadywać któż może być źródłem tych informacji (i różnych insynuacji), ewidentnie rozbija spójność akcji i odciąga moim zdaniem uwagę od dziewczyny, która powinna być w centrum uwagi. 
A może to jej charakter? Niby skromna, ale jednak potrafiąca zwracać na siebie uwagę, koleżeńska, ale i czasem mocno nieprzyjemna wobec innych. Do tego zdolna, ambitna, ładna... Tylko...

No właśnie, tylko jakoś wokół niej i opiekującej się nią babci wciąż dużo obmów i negatywnych opinii. Może to Powstanie Warszawskie, w który walczyli rodzice Oli, może fakt iż matka od dłuższego czasu przebywa w szpitalu psychiatrycznym w surowym reżimie, może zazdrość i jakieś podejrzenia, że mimo niewielkich dochodów mają spore mieszkanie, więc ktoś wysoko postawiony je wspiera? Gdyby jednak to była prawda, to skąd donosy, czemu zatem nie wykreślono ich z listy osób, które należy obserwować? Czyżby to wynikało jedynie z aktywności kogoś z ich otoczenia, kto nie widzi w nich wystarczająco solidnego materiału na budowniczych nowego ładu? W tych meldunkach pobrzmiewa niesprawiedliwa ocena, jakieś obrzydliwe sugestie, brak dowodów, przypuszczenia i obrona tych, którzy ewentualnie mają wyraźne powiązania z władzą. Ci ostatni przecież nie mogliby zrobić niż przeciw władzy, chyba że ktoś (taki jak Ola lub jej babcia) do tego nakłoni...
Obrzydliwe to wszystko i trochę pokazuje atmosferę w jakiej ludzie żyli. Z jednej strony starając się normalnie żyć, uczyć, bawić, z drugiej cały czas pilnując się, by ktoś za jedno słowo rzucone przypadkiem nie zabrał im wszystkiego.

Miłość, fascynacja, niekoniecznie akceptowane przez babcię, ale przecież młodość ma swoje prawa i wie lepiej, prawda? Czy jednak Ola dla uczucia będzie potrafiła zrezygnować z własnych marzeń, przekonań i stać się jedynie "ładną lalką do przytulania"?
Mamy więc obyczajówkę z tłem historycznym, realiami życia w PRL, które są dość istotne dla tej fabuły, z rodzinnym sekretem, który niestety nie wybrzmiewa tak mocno jak pewnie można by to było rozegrać... Może się spodobać. Mnie nie porwało, ale ja chyba mam po prostu wolę historie o większej intensywności, a mniej oczywiste. Tu wszystko wydawało mi się przez długi czas takie nijakie...
Doceniam (poza warstwą historyczną, która mi się podobała), jednak jeszcze coś co udało się tu uchwycić - jak duży wpływ na młodych, mimo ich buntowania się, czasem krytykowania rodziców, mają rodzice i wychowanie, wartości wyznawane w domu. Jeżeli dla kogoś dobra materialne będą najważniejsze, trudno potem go zmienić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz