Gdy ma się kilkadziesiąt szkiców do wykorzystania, wcale nie jest łatwo podjąć decyzję o czym pisać. Czasem wybieram rzeczy, które czekają już długo, a czasem to jakaś myśl, która łączy notkę z poprzednim tytułem. I tak jest dziś. Na swój pokręcony sposób Carroll też wykorzystał motyw przeżycia swojego życia po raz kolejny, tym razem jednak nie ma wcale tak prosto, bo te podróże mają swoje ograniczenia i wcale nie jest tak oczywiste czy będziemy zadowoleni z tego w jakie realia zostaniemy przeniesieni. No i co ważne - wcale nie umieramy.
Graham Patterson gdy myśli o swoim życiu, nie potrafi pozbyć się rozgoryczenia - marzył o rozśmieszaniu ludzi jako standuper, a nikt nie śmieje się z jego żartów, życie uczuciowe leży w gruzach, a na jakąś solidną gotówkę w przyszłości nie ma co liczyć. Czy wykonany trochę pod wpływem impulsu, w oczekiwaniu na naprawę auta tatuaż może to wszystko zmienić? Jak się okazuje tak, ale wcale nie jest pewne czy bohater będzie z tego zadowolony.
Jak wybrać z kilku życiorysów ten jeden, który będzie dla niego najlepszy? Patterson powinien zdecydować, ale przyglądając się tym wersjom samego siebie, wcale nie jest pewien co byłoby dla niego najlepsze. Być samotnikiem, ale podziwianym, genialnym fotografem, czy jednak wieść dość nudne życie, będąc otoczonym za to osobami, które go kochają.
Jak zwykle u Carrolla więcej tu realizmu magicznego, przewrotnego poczucia humoru, niż tego co zwykle kojarzymy z fantastyką. Taki już ma styl - jest dziwnie, czasem zaskakująco, ale to wszystko służy nie tylko zabawie, ale i jakiejś refleksji, pobudzenia wyobraźni. Tym razem przesłanie jest dość proste: czy istnieje coś takiego jak idealne życie? Czemu gonimy za czymś czego nie zrobiliśmy, żałując, rozpamiętując zaprzepaszczone szanse, nie skupiając się na dniu dzisiejszym?
Pamiętając debiut tego autora, czyli Krainę Chichów sprzed wielu lat, można dostrzec pewne podobieństwa i czytając Mr Breakfast zapragnąłem by wrócić do tamtej lektury. Kto wie, może już niedługo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz