W środowym kąciku kryminalnym dziś tylko jeden tytuł, ale za tydzień może kolejne dwa, bo wciąż coś w czytaniu. Może nawet jakaś humoreska się trafi?
A dziś Bernard Minier. O ile z jego powieściami poza cyklem o Marinie Servezie miałem wrażenie różne, o tyle ta seria zawsze moim zdaniem dostarcza wiele satysfakcji dla każdego miłośnika kryminałów. Jest zagadka, jest napięcie, świetna atmosfera, zwroty akcji, czyli wszystko to co tygrysy lubią najbardziej. I tak jest też z ósmym tomem cyklu.
Dodatkowo tym razem jest jeszcze ciekawy smaczek, nazwijmy go paranormalnym, czyli to zło, z którym mierzy się nasz bohater ma naprawdę przerażające i zaskakujące oblicze. Diabeł to, czy może ktoś kto uwierzył, że jest jego narzędziem? Ale skąd te moce, które wydają się tak przedziwne, skąd ta nieuchwytność...
Zaczyna się od dziwnego przypadku morderstwa w zakładzie psychiatrycznym - jeden pacjent uciekł, a drugi został znaleziony martwy, a zginął uduszony przez użądlenia pszczół w jego gardle. Tyle że kamery nie wykazały, by ktokolwiek poza obsługą wchodził do sali, a drugi pacjent też zniknął nie wiadomo kiedy. Ekipa Serveza powoli wgryza się w tą sprawę, a czytelnik równolegle śledzi kilka innych wątków, które policjanci dopiero z czasem powiążą ze sobą jako część większej sprawy.
Oto członkowie ekipy filmowej, kiedyś współpracującej z kontrowersyjnym reżyserem horrorów Morbusem Delacroix, zaczynają ginąć w dziwnych okolicznościach. Gdzieś w tle wciąż powraca wątek zła jakie dokonywało się na planie, okropieństw, które doprowadzały ludzi do szaleństwa, a za to wszystko prędzej czy później wszystkich ma dosięgnąć kara. Wszystkich poza samym twórcą, który żyje sobie na odludziu w całkiem wygodnych warunkach, za nic mając wszelkie krytyczne głosy wobec niego. Gdy nie pozwolono mu na dystrybucję jego ostatniego obrazu, który podobnie jak każdy poprzedni, miał przesuwać granice w pokazywaniu brutalności, cierpienia i rzeczy potwornych, wycofał się on z przemysłu, pozostając wciąż dla niektórych środowisk legendą. Za fotosy z planu ludzie chętnie by płacili olbrzymie pieniądze, a za samą kopię filmu pewnie oddaliby majątek. Minier opowiada o ludziach, którzy nie tylko lubują się w horrorach, kinie grozy, ale po prostu zafascynowanych okrucieństwem, eksperymentujących na sobie lub na innych w zamkniętych klubach i na spotkaniach dla wybranych. Jak ma wejść w to środowisko policja, gdy w dodatku wiele tych osób ma nie tylko duże pieniądze, ale i plecy tak szerokie, że wystarczyłby jeden telefon, a śledczy mieliby problemy w pracy.
Czyta się naprawdę jednym tchem, czyli Martin Servaz po raz kolejny nie zawodzi. I niby łączenie tych wszystkich wątków już podpowiada nam jakieś tropy, to i tak finał może trochę zaskoczyć. To będzie walka, w której trzeba poświęcić bardzo wiele. Nie będzie przyjemnie - ta historia jest mocna i brutalna, pełna krwi, spermy, niepokoju i prawie namacalnego zła.
Polecam fanom thrillerów kryminalnych, ale również miłośnikom kina grozy. Bernard Minier do końca zachowuję powagę bawiąc się z czytelnikami i nawet w spisie obrazów, które uznał za najbardziej przerażające horrory, dopisał twórczość reżysera, którego przecież stworzył na potrzeby książki. A gdy czyta się o jego filmach, naprawdę człowiek czuje dreszczyk niepokoju na plecach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz