Robert: Aktorstwo na pewno broni ten spektakl, jak dla mnie trochę zbyt przekombinowany w warstwie wizualnej. Znamy argumenty obrońców takich rozwiązań: przecież współczesne stroje mają dać nam sygnał o aktualności danej historii. Tylko jeżeli one budzą niesmak, są nieestetyczne, a scena wydaje się pusta, to nie ma w tym żadnej nowości ani wartości dodanej. Nie oszukujmy się - stroje mogą dodać splendoru, można się za nimi schować, wiele mówią o postaciach. Jeżeli aktor sam nie wie czemu nosi na sobie uprząż jak dla psa, to dla mnie tu nic ciekawego w tym pomyśle nie ma.
MaGa: Walka o tron, walka dwóch religii i dwie kobiety, które zdają sobie sprawę, że nie jest możliwe panowanie nad całą Brytanią kiedy jedna jest królową Szkocji a druga królową Anglii i żadna nie ustąpi. Jedna z nich będzie zawsze zagrożeniem dla drugiej. Dwie silne indywidualności: Maria Stuart (Wiktoria Gorodeckaja) i Elżbieta I (Danuta Stenka) wprzęgnięte w intrygi, machinacje i polityczne pojedynki dają na scenie koncert gry aktorskiej.
Robert: Tak, moim zdaniem aktorsko to się nawet broni, a
przynajmniej jest ciekawie. Jest szept, błaganie, ale jest i miejsce na
złość, na walkę. Szkoda trochę, że w przypadku Marii Stuart wiele słów
nie dociera do widza - ewidentnie ktoś nie przepracował pracy z głosem i
mikroportem przy pełnej sali.
Przez to trochę tracimy. Danuta
Stenka radzi sobie dużo lepiej, ma też jednak dużo większe
doświadczenie. Każda z nich gra w pewną grę - jedna chce ratować życie i
odzyskać wolność, nawet kosztem kłamstw i błagań, druga chce usunąć
problem, ale nie chce przyłożyć ręki do wyroku. A wokół nich mężczyźni,
którzy próbują coś ugrać dla siebie.
MaGa: Dramat Friedricha
Schillera jest misternie tkaną opowieścią o machinacjach, kłamstwach i
intrygach jakimi posługują się gracze polityczni by osiągnąć swoje cele.
To pojedynek, z którego zwycięstwo odniesie tylko jedna frakcja. Z
jednej strony deklaracje bez pokrycia, obietnice, których nikt nie
dotrzyma, zdrady, a z drugiej strony - wzniosłe mowy i idee, a także
miłość, zazdrość.
fot. ze strony Teatru Narodowego |
Robert: Mateusz Rusin jako Robert Dudley moim zdaniem trochę zbyt luźno pociągnął tą rolę, nie nadał jej więcej charakteru, natomiast na pewno zapamiętuje się Przemysława Stippę jako wielkiego skarbnika Wilhelma Cecila, postaci z iście demonicznym rysem i z drugiej strony, równie mrocznego i fanatycznego bojownika o sprawę Mortimera (Karol Pocheć). Na dworze czy poza nim, to mężczyźni chcą rządzić, nawet jeżeli wcześniej muszą wkraść się w jakiś sposób w łaski wyżej ustawionych kobiet.
MaGa: Ten dramat daje pole do popisu nie tylko dwóm głównym bohaterkom, ale całej obsadzie. I z tego wszyscy wywiązali się rewelacyjnie. I byłby ten spektakl dla mnie perłą w repertuarze Teatru Narodowego gdyby nie trzy sprawy: po pierwsze kostiumy – trudno je nazwać uwspółcześnionymi, raczej dziwacznymi. Królowe w lateksie, na wysokich szpilkach, z papierosem w dłoni... no cóż, są różne gusta – mnie się to nie podobało. A tobie?
Robert: Jeszcze raz powtórzę - dla mnie chwilami nie tylko dziwne, ale i niepotrzebne i niesmaczne. O ile królowa wyżywająca się na czymś lub na kimś nie dziwi, to babrająca się w ziemi lub po niej się tarzająca już tak.
MaGa: Druga sprawa: kamery, filmy wideo, telefony komórkowe… czemu to miało służyć? Uwspółcześnieniu? Przecież Schiller tak precyzyjnie sportretował bohaterów, że w nich samych odzwierciedla się wieczna prawda o naturze ludzkiej - tu nie potrzeba żadnych unowocześnień.
I trzecia sprawa: całkowicie zawiodła elektronika, o czym już wspomniałeś w kontekście Wiktorii Gorodeckiej. Jeżeli siedząc w czwartym rzędzie trzeba domyślać się tekstu to coś jest nie tak. I o ile męscy bohaterowie spektaklu mają „siłowe” w sumie role, więc ich głos jest mocniej artykułowany i coś słychać, to, niestety, role kobiece często wymagały szeptu, delikatności… i wówczas pozostawało domyślać się słów z kontekstu zdarzeń. W teatrze tej klasy nie powinno tak się dziać.
Robert: Nie powinno i tu się zgadzamy, że warto te technikalia poprawić. Szkoda, jeżeli traci się coś z tekstu, który tu odgrywa spore znaczenie.
MaGa: Mimo wszystko namawiam do pójścia na ten spektakl, bo na scenie dwie wielki aktorki: Danuta Stenka i Wiktoria Gorodeckaja. Każda z inna, ale ta ich imponująca gra! Z jednej strony starcie racji moralnych, a z drugiej - targających nimi namiętności. To trzeba zobaczyć!
Robert: Byłbym ostrożniejszy z tym "trzeba", choć zgadzam się, że warto. Ja nie żałuję, choć fanem tej inscenizacji nie zostanę.
Więcej o spektaklu i bilety: https://www.narodowy.pl/repertuar,spektakle,419,maria_stuart.html
Teatr Narodowy – Maria Stuart
Reżyseria: Grzegorz Wiśniewski
Scenografia, kostiumy, światło, wideo: Mirek Kaczmarek
Obsada: Wiktoria Gorodeckaja (Maria Stuart); Danuta Stenka (Elżbieta); Mateusz Rusin (Robert Dudley); Jarosław Gajewski (Georg Talbot); Przemysław Stippa (Wilhelm Cecil); Paweł Brzeszcz (William Davison); Wiesław Cichy (Amias Paulet); Karol Pocheć (Mortimer) i Marcin Przybylski (Hrabia Aubespine)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz