Dwa dni z festiwalem Epifanie (klikajcie tu https://noweepifanie.pl/), a ja mam w głowie tyle refleksji i emocji w sercu, jak nie miałem od dawna. Ktoś powie po zerknięciu - ale przecież program jest budowany z rzeczy, które są zwykle już znane. Po pierwsze jednak nie wszyscy czasem zdążą coś zobaczyć, przegapią, nie wszystkie były wcześniej w Warszawie pokazywane. Po drugie jest też wartość dodana, bo spektaklom czy pokazom towarzyszą ciekawe spotkania i rozmowy.
"Lęk" miałem w planach do nadrobienia, nie tylko ze względu na zbierane nagrody, czułem że to będzie coś ciekawego. I odczucia się potwierdziły. Film jest dość surowy, skromny, ale porusza jakże ciekawy i ważny temat.
Oto dwie siostry jadą autem. Nie znamy ich celu, choć wiemy że jest dość daleko i muszą nocować po drodze. Obserwujemy napięcie jakie między nimi jest i powoli domyślamy się wszystkiego, bo tu prawie nic nie jest powiedziane wprost. Choroba starszej nie da się ukryć, widać że to stadium, w którym naprawdę ból może pojawić się w każdej chwili i trudno funkcjonować normalnie, nawet mimo leków. A mimo to nie jest to temat ich rozmów, chyba że coś wymknie się młodszej w złości. Ona wciąż szuka jakiejś nadziei, choćby małej szansy, próbując do tego samego przekonać siostrę, która wszystko zbywa milczeniem. Jest zmęczona, wciąż jednak szuka w sobie energii do działania, stara się nią zarazić siostrę.
Małgorzata (Magdalena Cielecka) podjęła już decyzję - nie chce dłużej cierpieć. Porządkuje swoje sprawy, jak zawsze perfekcyjna i próbuje ze spokojem przekonać do tego Łucję (Marta Nieradkiewicz), nie zważając jednak na jej uczucia. Czy ma prawo, dlatego że to ona jest umierająca? Przyjęła trochę maskę cynizmu, o chorobie nie mówi, choć przygotowuje się na finał.
Jest między nimi napięcie, duże pokłady emocji, które nie są okazywane. I to jest równie ciekawe, jak i sama decyzja głównej bohaterki o celu podróży. Czy potrafimy rozmawiać o cierpieniu, o prawie do godnego odejścia na własnych warunkach, o uczuciach jakie są w chorym, ale i w tych, którzy się nim opiekują lub mu towarzyszą. W równym stopniu to film o wolności, jak i o miłości, ze wszystkimi jej odcieniami. Kto powiedział, że nie ma w niej miejsca również na rozżalenie, czy wręcz wściekłość. A jej prawdziwość rozpoznaje się dopiero wtedy gdy potrafimy pogodzić się z odejściem, choć to przecież tak bardzo boli.
Relacja między siostrami ma w sobie trochę szorstkości, ale i czułość i to jest pięknie pokazane. W ramach historii wpisanej w schemat kina drogi, wyruszamy tak naprawdę w głąb skrywanych lęków, emocji i słów, które czasami boimy się wypowiadać lub nawet do nich przyznać. Wbrew pozorom nie jest to jednak film, który by jakoś bardzo dołował. To trochę jak z "Moje córki krowy", tu też jest trochę miejsca na oddech, nawet na humor. Końcówka nie jest lekka, to jednak dobrze, że towarzyszymy Łucji dłużej, że możemy poczuć jej ból pomieszany z ulgą. Nowy początek? Choć pewnie nie będzie łatwy.
Kapitalne role i ważny, mądry film. Czy piękny i wyjątkowy? Dla mnie wystarczy że bardzo prawdziwy i zmuszający do refleksji.
Rozmowa z dr Agatą Malendą, związaną zarówno zawodowo z hospicjum, jak i emocjonalnie z Instytutem Dobrej Śmierci, otworzyła kolejne okna do wyjrzenia przez nie w poszukiwaniu odpowiedzi i próby radzenia sobie z własnym lękiem, bezradnością. Kolejny dowód na to, że przygotowując program Festiwalu, Centrum Myśli Jana Pawła II, sięga odważnie po tematy trudne, nie boi się kontrowersji. Rozmawiając nawet o jakimś temacie który jest tabu, możemy oddzielić prawdę od kłamstw, znaleźć jakąś własną postawę wobec spraw istotnych, o których nie wiadomo czemu tak mało się rozmawia. I może dzięki temu będzie nam też łatwiej gdy sami staniemy w trudnej sytuacji, rozumiejąc co się może dziać z naszymi emocjami, ale też pamiętając o innych wokół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz