MaGa: Zasiedziałych w apartamentowcu mieszkańców podobno nie interesuje napis w windzie, przyrównujący nowego lokatora, pana Lebrun, do – grzecznie rzecz ujmując - fallusa. Nikt się do napisu nie przyznaje, każdy twierdzi, że jest mało istotny, że nikt go nie widzi. Trochę inaczej uważa sam zainteresowany. On pragnie dowiedzieć się, który z sąsiadów, nie znając go, bez podstaw usiłuje go szkalować.
Robert: Gérald Sibleyras niby opowiada o Francji, ale w sumie fajnie, że podjęto decyzję, by przenieść to po raz kolejny na deski teatru w Polsce, bo to również opowieść i o naszym społeczeństwie. O tym jak potrafimy zamykać się w naszych komfortowych bańkach i mało otwarci jesteśmy na innych, na nowych w swoim sąsiedztwie, oczekując że to oni się dostosują. O tym jak czasem trudno oddzielić twoje przekonania i postawy od tego czego od ciebie oczekują inni żebyś myślał i mówił. Nawet jak nie masz ochoty - rób to, bo tak trzeba, bo inni robią. Nawet jak myślisz inaczej, nie wolno ci mówić tego na głos, bo nie wypada. I największa zbrodnia: nie pytaj innych dlaczego, bo okażesz się ignorantem i będziesz skreślony w towarzystwie. Pewnie trochę dlatego, że nie bardzo wiedząc jak odpowiedzieć na to pytanie, ludzie się go zwyczajnie boją.
MaGa: Dociekanie prawdy u sąsiadów wprawdzie niewiele wnosi w sprawie napisu, ale pozwala nam po troszeczku poznawać bohaterów sztuki i podejrzewać, co mogło być potencjalną przyczyną jego powstania. Tylko czy brak uczestnictwa w święcie ulicy kwalifikuje się do takich porównań? A może to pamięć za poprzednimi lokatorami go wywołał? A może to, że są tak bardziej zwyczajni, szarzy, inni (czytaj: gorsi)? Tylko czy tak jest?
Robert: W oryginalne jak zwróciła mi uwagę koleżanka, nie chodzi o napis ch.j tylko ma to wydźwięk bardziej jako: idiota, prostak. Może więc coś jest w tym co mówisz? Ciekawy jest upór pana Lebruna, żeby nie usuwać napisu, żeby zrobił to jego autor, ale ciekawa jest też postawa sąsiadów - im dłużej trwa dochodzenie, tym bardziej oburzeni są nie na autora wyzwiska lecz na jego adresata. A może jest coś na rzeczy? Może ktoś go zna? Może on coś ukrywa? I tak sprawa urasta do jakiegoś problemu, którego chętnie by się pozbyto, by odzyskać święty spokój. Nie usuwają napis, ale Lebruna.
MaGa: Spokój i dociekliwość pana Lebruna, w pewnym momencie burzy dobre samopoczucie zasiedziałych mieszkańców, obnaża ich ułudną pewność siebie, nijakość, brak własnego zdania. „Starzy” lokatorzy przyjmując zaproszenie na spotkanie w mieszkaniu pomówionego w celu lepszego poznania się, nie podejrzewają czym się to skończy.
Robert: Coś co mieli nadzieję, okaże się kulturalną rozmową o niczym, zmienia się w konfrontację. Problem jednak polega na tym, że ich jest więcej, a żona Lebruna najchętniej zaprzyjaźniłaby się z nimi, dla świętego spokoju przyjmując ich zasady, zwyczaje i nawet poglądy.
MaGa: Mam nadzieję, że ten spektakl to satyra (a może już tragikomedia) – póki co - na społeczeństwo francuskie, a nie na nasze rodzime. Choć jak słucham polityków, którzy za nic w świecie nie odpowiedzą wprost na proste pytanie, czy jak słucham wywodów celebrytów „znikąd” to zaczynam się zastanawiać.
Robert: No właśnie moim zdaniem nie - jak najbardziej duże miasta pełne już są takich "elit", mieszkających w "lepszych" dzielnicach i warunkach, pouczających chętnie innych na temat tego jak mają rozwiązać swoje problemy życiowe, socjalne, no bo przecież oni ich nie mają (albo przynajmniej tak twierdzą). No i co mają myśleć i mówić, bo przecież pewnych rzeczy w towarzystwie nie wypada. Na pokaz ma być idealnie. Uśmiechy, winko, przekąski, elegancja.
MaGa: Świetnie dobrane duety scenicznych małżeństw: Marzena Trybała i Krzysztof Tyniec oraz Emilia Komarnicka-Klynstra i Grzegorz Damięcki wspaniale pokazują dobre mniemanie o sobie, przykrywające nijakość i bryndzę umysłową bohaterów, opartą na wyuczonych sloganach, zasłyszanych hasłach. Kiedy na koniec Barłomiej Nowosielski jako pan Lebrun zostaje sam, ja mu sekunduję, choć żal mi człowieka, którego żona (Paulina Gałązka) chce zadziałać w myśl przysłowia: „Jeśli wszedłeś między wrony – musisz krakać tak jak one”.
Robert: Tak, finał jak i całość, choć przecież nie brakuje tu scen zabawnych, wcale nie jest do śmiechu. Raczej ku refleksji. I w sumie może to dobrze, że nie mamy do czynienia z prostą farsą. Tu jest lekko, ale i niegłupio. I moim zdaniem dość aktualnie. Jest szansa na to, by w tych scenkach przy winie, obserwując co mówią postacie sobie w oczy, a co za plecami, uchwycić jakąś prawdę o nas samych. Może coś zmienić?
Polecamy.
Teatr Ateneum – Napis - po bilety i więcej informacji kliknij tu
AUTOR TEKSTU Gérald Sibleyras
PRZEKŁAD Barbara Grzegorzewska
REŻYSERIA Artur Tyszkiewicz
SCENOGRAFIA Jagna Janicka
KOSTIUMY Anna Adamek
REŻYSERIA ŚWIATŁA Katarzyna Łuszczyk
OBSADA
Grzegorz Damięcki
Paulina Gałązka
Emilia Komarnicka – Klynstra
Bartłomiej Nowosielski
Marzena Trybała
Krzysztof Tyniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz