A ja dopiero po kilku miesiącach dopisuję coś od siebie.
Lubię
Żulczyka, lubię jego sposób prowadzenia narracji, swoisty rytm
jego prozy, lubię soczystość wypowiedzi i pełnokrwistych
bohaterów (choć zazwyczaj mają w sobie mrok i nie są grzecznymi
ludźmi).
„Wzgórze
psów” mnie nie zawiodło, choć wiele opinii będzie negowało
moją. Wręcz przeciwnie im bliżej końca tym bardziej było mi żal,
że już za trochę rozstanę się z tą powieścią. Ta książka
będzie budzić różne emocje, będzie budzić kontrowersje. Jednych
zachwyci, innych oburzy, ale chyba nikogo nie pozostawi obojętnym.
Książka reklamowana jako thriller dla mnie jest raczej powieścią
obyczajową z wątkiem kryminalnym w tle.
Podobnie
jak u Łukasza Orbitowskiego w „Innej duszy” również ta książka
opisuje świat małego miasteczka, gdzieś na mazurskich peryferiach,
gdzie psy wyją do księżyca, diabeł mówi dobranoc, a wrony
zawracają, gdzie wszyscy się znają, wszystko o sobie wiedzą,
znają swoje grzechy i grzeszki, poplątane relacje rodzinne,
przymykają na wiele spraw oczy, ale… nie zawsze i nie wszędzie.
Świat Zyborka to świat niespełnionych nadziei, zawiedzionych
miłości, animozji skrywanych latami, świat narkotyków, gangów,
wszechobecnego pijaństwa, straconych pokoleń i beznadziei tak
czarnej jak najpaskudniejsza noc listopadowa, ale także jest to
książka o mocy (nie zawsze pozytywnej) więzów krwi, o sile
rodziny, o takich zapomnianych już słowach jak honor, lojalność,
sprawiedliwość.
„Lepsze
jutro było wczoraj”.
Młodzi
usiłują wydostać się z Zyborka, ale Zybork pozostaje w ich
duszach, nie da się uciec z tej dusznej atmosfery, od tych rozmów,
które oplatają człowieka jak nić pajęczyny w najciemniejszym i
najbardziej brudnym kącie zapomnianej komórki; to niesie się dalej
w świat. Bo miasteczko Zybork to także zło, które wyrosło z
układów, przemocy, brudnych interesów i beznadziei. Ta beznadzieja
jest wszechogarniająca i lepka jak błoto, jak smar, którego do
końca nigdy z siebie nie zmażemy, bo nawet jak umyjemy się do
czysta, to pozostanie nieznośny jego zapach na skórze. Żeby
walczyć ze złem trzeba się do niego zbliżyć, otrzeć o przemoc,
ubrudzić buty błotem narkotykową plwociną, uścisnąć rękę,
która raniła, zawrzeć układ z wrogiem, popatrzeć w oczy zbrodni.
Ta
książka wciąga jak czarna dziura.
Polecam.
Uciec z małego miasteczka, uciec przed przeszłością, wszystkimi kompleksami, odciąć się i zacząć nowe życie. Bohater tak zrobił. A nawet więcej, bo przelał na papier całą swoją frustrację, wściekłość, żale i traumy, opisując Zybork w taki sposób, że nawet rodzice ze wstydu chcieli się zapaść pod ziemie. Książka dała mu karierę, nazwano go odważnym głosem pokolenia, noszono na rękach, zapraszano na wywiady... I nie musiał wracać do domu. Jak wielu przed nim i pewnie wielu po nim, wpadł w pułapkę sławy, pieniędzy i własnych demonów. Alkohol, narkotyki pociągnęły na dno, a w sobie wciąż nie mógł znaleźć nowych słów, nowych tematów, na tak oczekiwaną nową powieść.
Gdyby nie Justyna, Mikołaj by tego nie przeżył. Ona wyciągnęła go z dnia, zaopiekowała się i otworzyła przed nim serce. Dziś jednak coraz bardziej czują, że więcej ich dzieli niż łączy. Wieczna pogoń za tym, by życie wypełnić czymś więcej niż kanapą i telewizorem, często kończy się porażką, goryczą i kłamstwami. A oni nawet nie potrafią się do tego przyznać. Znowu uciekają, tym razem by zaoszczędzić na życiu, przetrwać choć kilka trudnych miesięcy i pozbierać się na nowo - Mikołaj ciągnie ich oboje z powrotem do Zyborka. Czeka ich konfrontacja z jego rodziną, z dawnymi znajomymi, sąsiadami, ale przede wszystkim z wydarzeniami, którymi to miasteczko żyje od dawna, które niszczą ludzi, sprawiają że nawet co którzy wyjeżdżają, nie potrafią znaleźć spokoju.
Thriller, powieść psychologiczna, dramat. Mieszanka naprawdę wybuchowa. Przerażająca, mroczna i destrukcyjna.
Żulczyk pokazuje bowiem jak ludzie potrafią nie tylko ranić innych, ale i niszczyć samych siebie, pozwalając na to by urazy, zawiść, ambicje, czy nienawiść trawiły ich jak rak od środka. To obraz środowiska małego miasteczka, w którym ludzie czasem wolą sami dochodzić sprawiedliwości lub poddają się, nie licząc na to, że ktoś im ją zapewni. I na tym poziomie to thriller, walka z mafią, układami, obojętnością. Ale "Wzgórze psów" to także świetne portrety psychologiczne, pełne emocji, różnych wewnętrznych demonów, ludzie połączeni bardzo skomplikowanymi relacjami. Jednych wciągnie jedna warstwa, innych zachwyci ta druga (ja też do nich należę).
Ktoś mógłby pytać: ile w bohaterze i jego zmaganiach z samym sobą, kryzysem twórczym, samego autora. Warto jednak zobaczyć to szerzej - jako portret pewnego pokolenia, które już w wieku 30 lat często czuje się wypalone i stojąc przy swoich rodzicach wygląda na przegranych. Wydawało im się, że będą żyli lepiej, pełniej, że wiedzą co w życiu jest najważniejsze. A potem nawet wstyd im wracać i popatrzeć w oczy. Z jednej strony wciąż czują niechęć, może noszą jakieś urazy, ale sami doświadczyli tego, że ich młodzieńcze ideały i bunt okazały się śmiechu warte.
Jedna z najlepszych powieści polskich jakie czytałem od lat, świetna literacko, wciągająca, żywa, zachwycająca klimatem i zmuszająca do refleksji. M napisała, że "Wzgórze psów" jest trochę jak czarna dziura i to bardzo trafne określenie.
R.
Pierwszy raz spotykam się z tym autorem.
OdpowiedzUsuńA naprawdę warto - oprócz powieści (m.in. głośne Ślepnąć od świateł) pisze też scenariusze
Usuń