Herkules Poirot. Detektyw - legenda. Tyle razy powieści Agathy Christie przenoszone były na ekran, że już całkiem sporo mieliśmy wcieleń aktorskich, czasem lepszych, innym razem słabszych. To postać bardzo charakterystyczna, budząca czasem nawet uśmiech, ale nie wolno przekroczyć tej granicy, za którą zostanie już jedynie śmieszność.
I oto mamy kolejny portret Poirot i to w jakim wykonaniu. John Malkovich dokłada do swojego dorobku kolejną ciekawą rolę. Ale jakże inny to obraz od tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Starszy już pan, o którym już trochę zapomniano, policjanci z nim współpracujący do tej pory odchodzą na emeryturę, nikt nie prosi o pomoc, pozostają wspomnienia, cienie dawnej sławy... i demony przeszłości, o których nie potrafi zapomnieć.
Niezbyt dokładnie pamiętam powieść, ale mam wrażenie, że tym razem BBC mocno poszalało z materiałem wyjściowym. Oczywiście nie żądam, by zawsze podchodzić do wszystkiego na kolanach, ale jakaś spójność z innymi historiami o tym bohaterze by się przydała.
Jak rozumiem koszmary nękające detektywa, miały współgrać z tym co trapi szaleńca, który rzucił mu wyzwanie poprzez listy informujące o kolejnych planowanych morderstwach. Ofiary są zabijane według klucza alfabetycznego - miejscowość i nazwisko na A, B, C... To wcale jednak nie ułatwia złapania sprawcy i zapobieganiu następnym przestępstwom. Poirot długo sam musi zajmować się dochodzeniem, bo policja nie chce mu wierzyć, podejrzewając że próbuje zwrócić na siebie jedynie uwagę. O dziwo to wcale nie zagadka przykuwa naszą największą uwagę, a raczej wątki poboczne: tajemnice z przeszłości, odwołania religijne, śledzenie narastającego szaleństwa w jakie popada podejrzewany przez nas o zabijanie komiwojażer...
Mroczna, trochę depresyjna atmosfera i zdjęcia współgrają z tym nowym portretem genialnego detektywa - nie popisuje się jak dawniej, jest cichy, trochę wycofany, zmęczony... Ta sprawa ewidentnie daje mu szansę na to, by znowu nabrał ochoty do działania, choć wcale nie daje triumfu i zadowolenia. Może dlatego, że nie udało się zapobiec morderstwom już po pierwszym z nich? A może dlatego, że czuje się coraz bardziej obco w kraju, któremu tyle poświęcił, a wciąż wypomina mu się, że jest obcokrajowcem, a wokół imigrantów narasta niechęć?
Niby tempo nie jest porywające, a jeżeli znacie powieść, to i rozwiązanie zagadki nie będzie niespodzianką, ogląda się jednak całkiem fajnie. Dla Malkovicha - warto! A przy okazji pewnie rozpoznacie też innego znajomego: w roli inspektora Crome'a wystąpił Rupert Grint z serii Potterze (Ron).
Mówisz, że dobre? Sama nie wiem, bo jestem przywiązana do Poirota w wersji Sucheta i to mi dominuje w głowie przy wszystkich adaptacjach.
OdpowiedzUsuńja też dość przywiązany do niego. Ale tu jest tak inaczej nie tylko fizycznie ale i psychicznie (musiałabyś wiedzieć jaką to tajemnicę z Belgii mu dopisano), że bardzo ciekawie
UsuńSkoro polecasz, to obejrzę.
UsuńRozumiem, że Poirot to ten na zdjęciu u góry z kadru z brodą? Przynajmniej nie ucharakteryzowano go jak idioty dziwaka jak Branagha.
Usuńano właśnie, jest dużo ciekawszy
UsuńJakoś nigdy mi nie było po drodze z tego typu lekturą i filmami, ale dla samego Malkovicha cetnie kiedyś obejrzę....
OdpowiedzUsuńBBC dobrze to robi - jest w tym taki klasyczny sznyt
UsuńByć może kiedyś obejrzę, ale i tak pewnie idealnym Poirotem pozostanie dla mnie David Suchet. Co nie znaczy, że za ewentualny seans zabrałabym się ze skrajnie złym nastawieniem w przypadku innego aktora. Bardzo dobrze wspominam dla przykładu starą wersję "Śmierci na Nilu" z Peterem Ustinovem.
OdpowiedzUsuńMalkovich na pewno nie jest tak przerysowany jak ostatni Branagh w kinowej wersji "Morderstwa w Orient Ex."
UsuńA ja wspomnę niedocenianą wersję z Albertem Finneyem, na którym to Suchet, jestem o tym przekonana, oparł swoją kreację. W dniu, w którym to piszę Albert Finney zmarł. Nie ma to wpływu na moją opinię. Ot koincydencja. Jakże smutna.
OdpowiedzUsuńWielka, ogromna strata!!! Zupełnie wyjątkowy!
Wszechstronny choć tak charakterystyczny.Ze ślicznego chłopca od razu AKTOR.
Charyzma i talent - tak rzadko przecież razem. Piękny Albert Finney!
M.
muszę kiedyś sobie przypomnieć te stare wersje
Usuń