Na scenie Akademii Teatralnej od czasu do czasu można obejrzeć rzeczy już dziś prawie nie do obejrzenia. Scena Mistrzów to okazja by dotknąć dzieł kultowych, zobaczyć aktorów, którzy dziś częściej wykładają niż sami systematycznie występują. Jak choćby Jan Peszek. Grany przez niego "Scenariusz" ma już ponad 40 lat... Czy wciąż zachwyca? Poczytajcie recenzję M. A ja za miesiąc wybieram się tam na "Belfra". Podobno są jeszcze bilety. Spotkamy się?
„Scenariusz dla nieistniejącego lecz możliwego aktora instrumentalnego” Bogusława Schaeffera w wykonaniu Jana Peszka.
Na scenę wchodzi Jan Peszek i zaczyna się dziać. Prowadzi niby wykład na temat socjologicznych problemów nowej muzyki - a jednocześnie tworzy na scenie wydarzenie artystyczne, mające swoją dramaturgię, logiczną (momentami filozoficzną) narrację, łączy akcję z przedmiotami (specjalnie do tego przygotowanymi), wytwarzającymi dźwięki. Wszystkie zgromadzone na scenie przedmioty, niby proste, ale symboliczne, w rękach Mistrza nabierają znaczenia, a on gra na nich jak na instrumentach.
To spektakl – happening z jego niezależna formą przekazu zwracania uwagi na problem, w tym przypadku twórców – artystów we współczesnym świecie, a jednocześnie swoista partytura muzyczna rozpisana jakby dla utworu wokalno-instrumentalnego (głos, dźwięk piłeczek, gra na rurach, puszkach itp.). Schaeffer był prekursorem takich wydarzeń artystycznych w Polsce. Był również dramaturgiem, grafikiem, muzykologiem, kompozytorem – był artystą o wielu talentach i odnoszę nieodparte wrażenie, że na scenie – ukryte za symbolami – znajdujemy to wszystko.
Sam tekst, dotyczący egzystencjalnych dylematów twórcy (każdego, nie tylko związanego z muzyką), refleksje nad naturą przeobrażeń artystycznych (aktorskich, twórczych) podana jest lekko, ironicznie z dużą dawką humoru. Jednocześnie wyziera momentami smutek, że skończyła się era przekazu tekstu poprzez żywego człowieka – dziedziczenia go. Spektakl muzyczny czy teatralny dzieje się tu i teraz – to kwintesencja teatru, drugi identyczny i taki sam nie jest możliwy. Zapis tego wydarzenia na taśmie filmowej jest więc zaprzeczeniem teatru jako takiego.
A „aktor instrumentalny” jest możliwy?
Patrząc na Jana Peszka ma się wrażenie, że tak, jak najbardziej. Naprzeciw siebie stają: słowa dramatopisarza i kreacja aktora. Jakich środków wyrazu użyje aktor jako on sam i jako kreowana postać, ile scenicznej prawdy o sobie ujawni, a ile będzie w niej fałszu na potrzeby sztuki, jakich artystycznych środków użyje, aby wzmocnić przekaz utworu, czy zwycięsko wybrnie jako aktor by stworzyć postać w jego – Schaefferowskim „teatrze instrumentalnym”. Peszek radzi sobie z tym wszystkim bez zarzutu – to aktor orkiestra.
Zabawne w tym tekście jest to, że wzniosłe słowa, niekiedy niemal manifesty, poważne tematy o sztuce, jej kondycji, komercji wnikającej i niszczącej głębię artystycznej wypowiedzi, o artyzmie i jego niedostatkach we współczesnym świecie – to wszystko konfrontowane jest z zupełnie nieprzystającymi do wymowy czynnościami scenicznymi: wiszenie na drabinie, zagniatanie ciasta, zabawy z mokrą szmatą, piłowanie deski.
Trzeba przyznać, że nie dość, że przed Janem Peszkiem postawiono trudne zadanie połączenia tego wszystkiego w całość, to wymagało to od niego karkołomnych wręcz ewolucji i zadań aktorskich. Wybrnął z tego wręcz koncertowo.Jak przystało na „aktora instrumentalnego”. Bo takim Jan Peszek jest.
Nie na darmo stał na Scenie Mistrzów Akademii Teatralnej. MISTRZ!
MaGa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz