Uwielbiam powroty z teatru, gdy po jakimś spektaklu nie
rozchodzimy się od razu tylko razem wracamy dyskutując, nawet czasem bardzo
żywo. Ciężko oddać charakter i energię tych rozmów, a nawet ich zawartość gdy
próbujemy przelać to potem na klawiaturę, ale mam wrażenie, że taka trochę inna
forma notek, stanowi nie tylko miłą odmianę. Dwa spojrzenie, różne charaktery i
doświadczenia pozwalają dostrzec więcej. Zresztą zobaczcie sami.
Spektakl "Ktoś tu przyjdzie" wg tekstu Jona Fosse i w reżyserii Katarzyny Łęckiej premierę miał kilka dni temu. To koprodukcja warszawskiej Akademii Teatralnej oraz Teatru WARSawy, gdzie przedstawienie jest wystawiane.
Spektakl "Ktoś tu przyjdzie" wg tekstu Jona Fosse i w reżyserii Katarzyny Łęckiej premierę miał kilka dni temu. To koprodukcja warszawskiej Akademii Teatralnej oraz Teatru WARSawy, gdzie przedstawienie jest wystawiane.
fot. Marta Kochman |
MaGa: Dziwna sztuka. Najbardziej
wymowna była w niej cisza. Świetnie podkreślona muzyką. Początkowo myślałam: no,
niewiele musieli aktorzy zapamiętać tekstu … wciąż te same frazy, te same
zwroty … łatwizna. Ale zbuduj człowieku przedstawienie z kilku zdań! Masz tak
niewiele środków, żeby zbudować napięcie ….
Robert: Początek był dla mnie dość zaskakujący. Myślę sobie: to prawie tekst poetycki, jakiś eksperyment, bo nie brzmiało to jak naturalny dialog. Wciąż powracające słowa: jesteśmy sami, razem, dla siebie, w sobie … jakby zatrzymanie bohaterów w czasoprzestrzeni, z ich nadziejami i obawami było interesujące przez moment, następnie zaczęło mnie męczyć. Zacząłem jednak mniej skupiać się na samych słowach, ale tym co gdzieś stało za nimi, intonacją, emocjami. I jak mówisz na milczeniu, podkreślanym jeszcze ciekawą muzyką.
MaGa: Skojarzyłeś to z liryką? Dla mnie to było takie zaklinanie rzeczywistości.
Robert: Podoba mi się to określenie, uważam że trafiłaś celnie. Każde z nich powtarzało niby to samo, ale czuć było, że w tych słowach była również cała masa obaw, próby przekonania siebie i tej drugiej osoby, że nie zrobiliśmy błędu, że wszystko będzie dobrze.
MaGa: Wiesz, ja lubię
sztuki, które nie dają jednoznacznych odpowiedzi na pytanie: o czym to jest?
Każdy odnajdzie w niej coś innego, znajdzie w niej cząstkę siebie i swoje
przeciwieństwo. A ta jest właśnie taka… Początkowo myślałam, że to sztuka o
miłości, potem, że o miłości niemożliwej do spełnienia, potem, że o braku
porozumienia między dwojgiem zakochanych … a im więcej czasu upływa od
spektaklu to zaczynam myśleć, że to sztuka o samotności współczesnych ludzi. A
jakie jest Twoje zdanie?
Robert: Oczywiście każdy
może dostrzec tam wszystkie te wszystkie rzeczy po trochu. Chyba jednak dla
mnie najbardziej wyraźne w tej historii jest to, że strasznie trudno zbudować
związek idealny. Tyle w nas jest egoizmu, zazdrości, niewyrażanych oczekiwań,
braku umiejętności słuchania. Wydaje nam się, iż cali jesteśmy dla tej drugiej
osoby, a jednocześnie możemy nie uświadamiać sobie ile w tym jest pragnienia
zawłaszczenia jej dla siebie, uczynienia jej na jakieś swoje wyobrażenie, a nie
akceptacji jej takiej jaka jest.
fot. Marta Kochman |
MaGa: Starszy
mężczyzna z młodą dziewczyną szukają odosobnienia… czy uciekają przed czymś co
było w przeszłości? Jeżeli nie chcą w tym uczestniczyć – czyli nie było to
miłe. I to dla obojga. Odnoszę wrażenie, że sami chcą siebie odnaleźć w
stworzonej wspólnie samotni. Tylko czy to jest realne? Przecież poza
wypracowanym schematem klepanych w koło tych samych słów, nie ma w między nimi
żadnej innej komunikacji. Przez skórę czuję, że to nie może się udać. Nie
sądzę, żeby ten związek skończył się happy end-em.
Robert: Nie wiemy przed
czym uciekają. Jeżeli byłoby to coś zewnętrznego, być może mogłoby im się to na
jakiś czas udać. Zawsze jednak jeszcze jest ten element wewnętrzny: pragnień,
potrzeb, oczekiwań. Nawet samo stwierdzenie: już jesteśmy bezpieczni, możemy
wrócić - każde przecież może definiować w innym czasie, co w naturalny sposób
generuje konflikty. Czy możemy znaleźć dwie osoby zawsze identycznie myślące,
zgadzające się ze sobą we wszystkim i nie ma w tym nic z podporządkowywania się
i udawania?
MaGa: Możemy
podejrzewać, że ta ich ucieczka od ludzi ma doprowadzić ich do wspólnego
pokonania przeszkód, stworzenia swojego „raju na ziemi”, scementowania miłości,
stworzenie stabilnego związku. Tylko, żeby to stworzyć potrzeba dialogu, a tu
tego nie ma. Zobacz, oni nawet nie wyznają sobie słów miłości. Stworzyli sobie
wspólną mantrę, którą powtarzają w nieskończoność jakby chcieli nią zakląć
swoje marzenia o miłości…
Robert: Jesteśmy sami.
We dwoje. Sami razem. Dla siebie. W sobie. I wszystko będzie dobrze. Och, gdyby
życie było tak proste i dało się je zaczarować w taki sposób, spychając na bok
wszystkie problemy. Oni przecież też przywieźli ze sobą na to odludzie jakiś
niepokój.
MaGa: I cały czas nad
nimi wisi to coś co ma nadejść … czego się obawiają oboje. I mam problem ze
zdefiniowaniem tego „czegoś”. Bo to nie chodzi chyba o intruza, który w końcu
do nich zawita. On tylko coś symbolizuje. Zaczynam się skłaniać do myślenia, że
ten trzeci to symbol braku dialogu między nimi… bo zobacz, oni są zapętleni w
milczeniu i mantrze, w ich związku nic nowego się nie dzieje, czegoś chcą, o
czymś marzą i… milczą. A milcząc nie poznają siebie i swoich reakcji. Ten
trzeci… to coś nowego, ożywczego w ich świecie… skłania do przerwania
powtarzania mantry i wypowiadania nowych słów. Niestety są one raniące.
Ją.
Robert: W niej rodzi się
oprócz lęku jakaś ciekawość, ale to co dla niej być może jest niewinne, dla jej
partnera urasta do rangi nie wiadomo jakiego przewinienia. Takie oskarżenia,
nawet jeżeli próbujemy zaprzeczać, mogą doprowadzić dość szybko do sytuacji nie
do odwrócenia. On bardziej skupiony jest na swoich wyobrażeniach o niej, na
obawach, niż na tym co do niego mówi, co robi. Paradoksalnie coraz bardziej ją
odpycha, zamiast przytulić. A skoro odpycha, tym bardziej interesujący jest ten
trzeci, który chce z nią rozmawiać, chce jej słuchać.
MaGa: Plaga
współczesnego świata – brak komunikacji międzyludzkiej i nieumiejętność
tworzenia relacji…
Robert: To chyba nawet szerszy problem, bardziej uniwersalny, bo te
same mechanizmy można by dostrzec i 100 lat temu. Choć masz rację, że w świecie
gdzie komunikujemy się głównie przez smartfony i komputery, jeszcze bardziej
straciliśmy chyba umiejętności rozpoznawania ludzkich emocji, reagowania na
nie, wyrażania prawdziwych uczuć, a nie tego czego oczekują od nas inni.
MaGa: Tak sobie myślę,
że ta młoda kobieta chodzi (żyje) jak koń w cudzym kieracie. Weszła w coś co ją
pociągało, jest z kimś kogo kocha i jednocześnie jest w tym wszystkim sama i
samotna. Brak wzajemnego dialogu zamyka ją w tej samotności. Jej milczenie przy
drugim spotkaniu z tym trzecim sugeruje, że ona nie wie co zrobić, by się
wyrwać z tego zaklętego kręgu…
Robert: Czuje się
niepewna, bo to dla niej nowa sytuacja. Nie oszukujmy się, ten który miał ją
chronić i zawsze przy niej być, nagle sam okazał się słaby jak dziecko i w
pewien sposób ją w tej sytuacji zostawił samą.
MaGa: Bo mantra to za
mało, nie działa. Tak sobie myślę... Byli zakochani, byli w spokojnym pięknym
miejscu… nic tylko być szczęśliwym! Ale oni nie umieją rozmawiać, nie potrafią
dzielić tej radości z drugim człowiekiem… a przez to oboje są sfrustrowani.
Robert: Miał być raj. I
choć na koniec znowu widzimy jak są blisko, coś jednak między nimi się
zmieniło. I dla niego. I dla niej. Choć z początku to ona okazywała więcej
lęku, okazała się dużo silniejsza i jeżeli przetrwają razem w tym miejscu, to
dzięki niej.
fot. Marta Kochman |
MaGa: Trzeba przyznać,
że jak tak niewielką ilość tekstu, to ta sztuka jednak wiele niesie w sobie.
Tylko trójka aktorów, których nigdy wcześniej nie widziałam na scenie, ale
uważam, że spisali się na medal. Byli na swoim miejscu. Mało tego, teraz zdaję
sobie sprawę jakie to dla nich było wyzwanie. Grać milczeniem (niemal)… jakie
to musi być trudne. Wielkie „wow”.
Robert: Ja wcześniej
widziałem już Sławomira Packa, ale rzeczywiście nie kojarzę bym oglądał w czymś
Alicję Pietruszkę i Mirona Jagniewskiego. W tym dość kameralnym dramacie wszyscy
poradzili sobie dobrze. W tym rozedrganiu, przeskakiwaniu między ciszą, a
krzykiem, radością i wycofaniem, śmiechem i błaganiem, wcale nie jest łatwo uniknąć
przerysowań.
MaGa: Przyznajmy się
też, że zauroczyła nas muzyka….
Robert: Tak, musze
przyznać, że Ygorowi Przebindowskiemu dobrze udało się skromnymi środkami
podkreślić klimat całości.
MaGa: Scenografia też
była ciekawa. Początkowo trochę mi się nie podobały złote trawy… ale jak
zaczęto operować światłem, to się zachwyciłam.
Robert: Piasek, szkielet
domu i okazuje się, że nic więcej nie trzeba.
MaGa: Mnie się ta
sztuka bardzo podobała, choć nie jest łatwa w odbiorze. Za to jest ciekawa.
Zmusza do myślenia. A ja takie lubię. Wobec tego mogę ją spokojnie
rekomendować. Jest dobrze skonstruowana, dobrze zagrana. Mam nadzieję, że i innym
będzie się podobać.
Robert: Podpisuję się
pod Twoją opinią. Trudno o nim zapomnieć i uruchamia się po nim dużo różnych
refleksji.
więcej informacji o spektaklu na profilu: https://www.facebook.com/ktostuprzyjdzie/
gratuluję! To niewątpliwie Jon Fosse
OdpowiedzUsuń