"Prawdziwa historia" na pewno nie jest filmem złym, czuć też w nim rękę reżysera, który już nie raz sięgał po gatunek thrillera psychologicznego, drażniąc się trochę z widzem, podsuwając sygnały świadczące o urojeniowym charakterze niektórych scen. Tyle, że nie ma tym filmie już takiego zaskoczenia (choćby dlatego, że sporo osób świetnie pamięta "Misery"), tajemnicy (bo wszystko od początku jest w miarę jasne), ale i jakiegoś nerwu, czy po prostu życia. Niestety mam takie poczucie, że stara kadra (choćby i Allen), naprawdę nie powinna na siłę łapać się za kamerę, skoro nie ma nic nowego do opowiedzenia. Szkoda zdrowia i naszych pieniędzy. W przypadku "Prawdziwej historii" tych ostatnich nawet nie żałuję, ale jednak to nie jest film, który byłby godny reżysera takich filmów choćby jak "Dziecko Rosemary",
"Matnia", "Frantic" i wielu innych. W relacji znanej pisarki Delphine (Emmanuelle Seigner) i jej fanki (Eva Green), która oferuje przyjaźń i wsparcie w wyczerpanej chwilowo zamieszaniem wokół siebie autorki, od początku zbyt wyraźna jest presja i osaczanie, więc nic dla nas nie jest zaskoczeniem. Tu już nawet nie trzeba być czujnym, bo mamy to podane na tacy. Powolny proces uzależniania od siebie, wywierania presji na pisanie powieści, której Ona (kobieta przedstawia się jako Elle) pragnie, choć podkreślany muzyką, niby budowaniem napięcia, tak naprawdę "nie rusza". Zwłaszcza, że Delphine nie jest ślepa, widzi co się dzieje, wyłapuje kłamstwa, a mimo wszystko nic z tym nie robi. Możemy jedynie domyślać się, czy wpływ na to miało bardziej jej zainteresowanie nową przyjaciółką (uczuciowe lub przedmiotowe jako nowego tematu na powieść), czy po prostu samotność i dołek psychiczny. Kogoś potrzebowała przy sobie. I trafiła się Ona.
Skoro jednak wszystko rozgrywa się według dość prostego schematu, to i cała głębia psychologiczna w tym umyka. Polański był zawsze mistrzem w rozgrywaniu lęków, różnych stanów psychicznych, niedopowiedzeń, przeplatania jawy i snu, ale tu ewidentnie tego czegoś zabrakło. Nie ma tajemnicy, to i frajda mniejsza.
Miłego wypoczynku w Białowieży !
OdpowiedzUsuń