Po raz kolejny wracam do Wesa Andersona, jednego z większych oryginałów kinematografii. Jego poczucie humoru i wrażliwość nie wszystkim odpowiada, dla tych którzy je pokochali, oglądanie ich nawet po kilka razy, wcale nie jest wariactwem. Choćby ta historia o Tenenbaumach, bardzo specyficznej rodzince, pełnej różnych freaków. Tak to często bywa, że za genialnością w jakiejś dziedzinie idą jakieś spore trudności w innych płaszczyznach, choćby społecznej, czy emocjonalnej. Jeżeli do tego dodamy jeszcze skomplikowaną sytuację rodzinną, nic dziwnego, że każde z nich nosi w sobie jakieś fobie, traumy, lęki. Historia totalnie zakręcona, z tych gdzie pod śmiechem czai się jakaś refleksja.
I w dodatku jak to jest zagrane. U Andersona pewnie jak u innych wielkich - propozycji się nie odrzuca. Gene Hackman, Anjelica Huston, Ben Stiller, Gwyneth Paltrow, Danny Glover, Owen i Luke Wilsonowie... W czymś tak kameralnym, szalonym, melancholijnym, a jednocześnie zabawnym. Cudowne dzieci muszą stanąć przed ojcem, który kiedyś je zostawił i na nowo przemyśleć swój do niego stosunek. Przy okazji mogą zmierzyć się na nowo też z własnymi problemami, bo rodzinka jak się zbierze, wszystko widać jak na widelcu, nie da się udawać ani uciekać.
Nie znajdziecie tu klasycznych chwytów komediowych, gagów, ale właśnie dzięki temu ten film jeszcze bardziej się zapamiętuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz