piątek, 11 listopada 2016

Tajemnica zaginionej ślicznotki - Eduardo Mendoza, czyli gdyby nie ten pies...

Od razu się przyznam, że dotąd jakoś nie bardzo mi było po drodze z Eduardo Mendozą, wiele rzeczy w jego pisarstwie mnie drażniło, ale wszyscy mówili: weź się za przygody damskiego fryzjera, to się przekonasz. I nadarzyła się taka okazja. Dzięki wydawnictwu ZNAK mogłem zapoznać się z najnowszym tomikiem z tego cyklu, czyli "Tajemnicą zaginionej ślicznotki". Cóż mogę powiedzieć... Chyba wiem już o co chodzi z tym autorem. To co wydawało mi się tak niepotrzebne w jego historiach, co mi przeszkadzało, czyli nielogiczne zachowania bohaterów, zwariowane zbiegi okoliczności, mieszanie tego co poważne, ze scenami kompletnie absurdalnymi, jest przecież obecne w tym kryminalnym cyklu i to może nawet w dawce mocniejszej niż zwykle. Tak to już po prostu konwencja, nie do końca serio i obojętnie czy to powieść historyczna, czy też jak w tym przypadku kryminał, to Mendoza bawi się z czytelnikiem, tworząc fabuły, które są dość niepowtarzalne. Zdarzało mi się czytać bowiem już bardziej humorystyczne kryminały, ale takiego, przyznaję, chyba jeszcze nigdy.

Główny bohater, wyciągnięty ze szpitala psychiatrycznego przez dwóch ludzi podających się za policjantów, zostaje wplątany w przedziwną aferę, oskarżony o morderstwo, przez długi czas jednak wodzi policję za nos, prowadząc własne śledztwo, by dowieść swej niewinności. Nie jest żadnym geniuszem, w swoim postępowaniu bywa kompletnie nieprzewidywalny i chaotyczny (czyli pcha się nawet tam, gdzie z góry wie, że go wyrzucą), wygląda jak bezdomny i taka też w skrócie jego sytuacja - może coś zjeść, tylko gdy go poczęstują, z noclegiem, prysznicem i ubraniem ma podobnie. Czy uwierzycie więc, że z przepoconym facetem w bokserkach i podkoszulku ktokolwiek rozmawia? Nie, lepiej nie odpowiadajcie. Po prostu trzeba przyjąć to wszystko z innymi "smaczkami" tej opowieści, czyli transwestytami, żałosnymi nieudacznikami, na jakich wychodzi tu tajemniczy i zbrodniczy klub biznesmenów, wizjami uzdrowienia państwa i określaniem tego co jest głównym problemem jakim władze powinny się zająć. To spojrzenie na Barcelonę, raczej mało "turystyczną" i idealną.
Nie pytajcie o fabułę, ani o jakoś zagadki kryminalnej, one naprawdę są dość drugorzędne. Cała zabawa (jeżeli ktoś kupuje tę konwencję), tkwi tu w detalach, w pokręconych postaciach, dialogach i scenkach, które nadają całości lekko surrealistyczny klimat. Choćby dla przykłady - kierowca wożący pielgrzymki staruszków po całej Europie i by zachować przytomność umysłu ćpający na potęgę... Albo kompletnie odjechane pomysły bohatera na to, by jakoś wypełnić pojemniki po chińszczyźnie (którą normalnie zjadł)... To już trzeba przeczytać samemu. 

Nadal jakoś nie odnajduję się do końca w tych klimatach, ale przyznam, że przy lekturze "Tajemnicy zaginionej ślicznotki" bawiłem się całkiem nieźle.  

5 komentarzy:

  1. Ja znam tego autora tylko z nazwiska, ale od niedawna nabieram coraz większej ochoty by zapoznać się z tym cyklem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. długo mnie namawiano, twierdząc, że to jego najlepsze książki. Może kiedyś sięgnę do pierwszych tomów cyklu, ten mi się podobał, ale tak jak wspomniałem: nie do końca dobrze się czuję w takich klimatach

      Usuń
  2. Ja w ogóle nie czuje hiszpanskiego poczucia humoru typu zabili go i uciekl. Za malo w nim ironii, za duzo... no wlasnie, nie powiem czego ze wzgledu na poprawnosc polityczna, ha ha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale myślisz, że to jakaś ich cecha bardziej uniwersalna? Myślałem, że to raczej pewne stereotypy, bo akurat ludzie lubiący taką tematykę są bardziej znani w Europie i na świecie (Almodovar)

      Usuń
    2. Mysle, ze tak. Sa malo finezyjni, smieja sie z rzeczy dosadnych typu Bennie Hill czy Mr. Bean, ale juz Hotel Zacisze jest zupelnie niezrozumialy. Robia za to dobre memy polityczne- bardzo czasami dosadne-, których rzad chce oficjalnie zakazac. To tak w ramach obrony demokracji, haha.

      Usuń