Na miejsce nieuzupełnionego postu pojawił się dziś wpis o niezłym filmie "System" - zajrzyjcie jeżeli jesteście ciekawi. Za mną kolejny kryminał (jestem zachwycony Szymiczkową), od razu biorę się za następny, a w tzw. międzyczasie podczytuję klasyków czeskich, czyli Hrabala i Kunderę. Wydawało mi się, że mam kryzys i nie mogę czytać? Na szczęście na razie przeszło.
Dziś kolejna propozycja od Prószyńskiego (za nową Rudnicką biorę się za chwilę): „Stukając do mych drzwi” to pierwszy tom z cyklu o sierżancie Nathanie Cody'm, autorstwa Davida Jacksona. Kolejny thriller policyjny z psychopatą w roli głównej. Ileż razy to już przerabialiśmy. Ale trzeba przyznać, że autor sprawnie operuje schematami i czyta się to nieźle. I szczerze mówiąc naszą ciekawość budzi nawet nie tyle sam sprawca i jego motywacja, co postać głównego bohatera. Ten policjant najlepiej czuje się nie za biurkiem, czy przed komputerem, ale na ulicy, na pierwszej linii frontu walki z przestępcami. Przez lata zajmował się pracą pod przykrywką, niestety razem z kolegą zostali odkryci, skończyło się to sporą traumą i ostatecznie Cody wylądował w wydziale zajmującym się zabójstwami w Liverpoolu. Właśnie stracił narzeczoną, zmaga się z napadami lęku, nie panuje nad złością, do zespołu przyłączono właśnie jego byłą dziewczynę, a tu jeszcze trupy gliniarzy...
Początek może przyprawić o ciarki na plecach: samotna kobieta, jakieś stukanie do okna kuchennego w nocy, oddech ulgi gdy widzi ptaka, ale tuż obok czyha już morderca, który wybrał ją sobie na ofiarę. Zmasakrowane ciało wstrząsnęło ekipą śledczą, tym bardziej, że ofiara była policjantką. Gdy po kilku dniach kolejny funkcjonariusz pada ofiarą psychopaty, wiadomo już, iż do złapania sprawcy zostaną rzucone wszystkie siły. Poza zmarłymi ptakami i tajemniczymi karteczkami przy zwłokach nie mają jednak nic. No, może poza podejrzeniem, że ktoś próbuje się mścić na mundurowych za jakieś dawne krzywdy i niesprawiedliwości.
Policjanci ewidentnie są w defensywie – mogą jedynie czekać na rozwój wydarzeń i liczyć na błąd sprawcy. Może w takim razie lepszym pomysłem będzie wysłanie na ulicę kogoś jako wabika, licząc na to, że samotny mundurowy ściągnie na siebie uwagę psychopaty. Nathan Cody czuje, że nie ma nic do stracenia, choć widząc co się z nim dzieje poza oczami jego przełożonych, mamy spore obawy, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
Gdy w grę wchodzą emocje i poczucie niesprawiedliwej śmierci kogoś bliskiego, trudno o racjonalne myślenie. I widzimy to zarówno w postępowaniu mordercy, jak i policjantów, którzy najchętniej wcale nie czekaliby na proces, sami wymierzając wyrok. Ta atmosfera towarzysząc śledztwu i pokazanie, że policjanci nie zawsze są idealni, nie zawsze nad sobą panują, to taki ciekawy bonus jaki funduje nam Jackson w „Stukaniu do mych drzwi”. Książka ma niezłe tempo, bohaterowie budzą ciekawość (a przeszłość Cody'ego daje nadzieję na rozwikłanie tajemnic w kolejnych tomach cyklu), finał też nie rozczarowuje, jeżeli ktoś więc lubi policyjne kryminały i odrobinę emocji ze ścigania psychopatów, będzie miał przy lekturze dobrą zabawę.
Nic odkrywczego, ale rzecz sprawnie napisana i na pewno nie nudzi.
Dziś kolejna propozycja od Prószyńskiego (za nową Rudnicką biorę się za chwilę): „Stukając do mych drzwi” to pierwszy tom z cyklu o sierżancie Nathanie Cody'm, autorstwa Davida Jacksona. Kolejny thriller policyjny z psychopatą w roli głównej. Ileż razy to już przerabialiśmy. Ale trzeba przyznać, że autor sprawnie operuje schematami i czyta się to nieźle. I szczerze mówiąc naszą ciekawość budzi nawet nie tyle sam sprawca i jego motywacja, co postać głównego bohatera. Ten policjant najlepiej czuje się nie za biurkiem, czy przed komputerem, ale na ulicy, na pierwszej linii frontu walki z przestępcami. Przez lata zajmował się pracą pod przykrywką, niestety razem z kolegą zostali odkryci, skończyło się to sporą traumą i ostatecznie Cody wylądował w wydziale zajmującym się zabójstwami w Liverpoolu. Właśnie stracił narzeczoną, zmaga się z napadami lęku, nie panuje nad złością, do zespołu przyłączono właśnie jego byłą dziewczynę, a tu jeszcze trupy gliniarzy...
Początek może przyprawić o ciarki na plecach: samotna kobieta, jakieś stukanie do okna kuchennego w nocy, oddech ulgi gdy widzi ptaka, ale tuż obok czyha już morderca, który wybrał ją sobie na ofiarę. Zmasakrowane ciało wstrząsnęło ekipą śledczą, tym bardziej, że ofiara była policjantką. Gdy po kilku dniach kolejny funkcjonariusz pada ofiarą psychopaty, wiadomo już, iż do złapania sprawcy zostaną rzucone wszystkie siły. Poza zmarłymi ptakami i tajemniczymi karteczkami przy zwłokach nie mają jednak nic. No, może poza podejrzeniem, że ktoś próbuje się mścić na mundurowych za jakieś dawne krzywdy i niesprawiedliwości.
Policjanci ewidentnie są w defensywie – mogą jedynie czekać na rozwój wydarzeń i liczyć na błąd sprawcy. Może w takim razie lepszym pomysłem będzie wysłanie na ulicę kogoś jako wabika, licząc na to, że samotny mundurowy ściągnie na siebie uwagę psychopaty. Nathan Cody czuje, że nie ma nic do stracenia, choć widząc co się z nim dzieje poza oczami jego przełożonych, mamy spore obawy, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
Gdy w grę wchodzą emocje i poczucie niesprawiedliwej śmierci kogoś bliskiego, trudno o racjonalne myślenie. I widzimy to zarówno w postępowaniu mordercy, jak i policjantów, którzy najchętniej wcale nie czekaliby na proces, sami wymierzając wyrok. Ta atmosfera towarzysząc śledztwu i pokazanie, że policjanci nie zawsze są idealni, nie zawsze nad sobą panują, to taki ciekawy bonus jaki funduje nam Jackson w „Stukaniu do mych drzwi”. Książka ma niezłe tempo, bohaterowie budzą ciekawość (a przeszłość Cody'ego daje nadzieję na rozwikłanie tajemnic w kolejnych tomach cyklu), finał też nie rozczarowuje, jeżeli ktoś więc lubi policyjne kryminały i odrobinę emocji ze ścigania psychopatów, będzie miał przy lekturze dobrą zabawę.
Nic odkrywczego, ale rzecz sprawnie napisana i na pewno nie nudzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz