Może w tym tygodniu uda się upolować kilka nowości kinowych, bo mam ogromną ochotę na niektóre tytuły, ale o jednym z filmów, które właśnie wchodzą na ekrany mogę spokojnie napisać. Ponieważ nie widziałem poprzednich dzieł Park Chan-wooka, czyli koreańskiego reżysera, który już parę razy zachwycił festiwalową publiczność (no dobra, nadrobię), podchodziłem do "Służącej" na spokojnie i dość chłodno. Zaciekawił mnie fakt, iż scenariusz oparty został na powieści pisarki, o której nie tak dawno pisałem, czyli Sary Waters, ale jak to bywa w kinie azjatyckim, nawet jeżeli miały być tam jakieś elementy bliskie naszej kulturze, to wyparowały, ustępując miejsca temu co bliskie dla nich, a dla nas egzotyczne. To mógłby być film równie zmysłowy i piękny wizualnie jak "Fortepian", ale reżyserowi zależy raczej na zabawie z widzem, na zaskakiwaniu, prowokowaniu go, niż na opowiedzeniu jakiejś historii o ludzkich uczuciach. W efekcie mamy ładny wizualnie, ciekawy thriller, w którym najważniejszymi emocjami staje się wcale nie miłość, czy nawet pożądanie, ale raczej strach, nienawiść i pragnienie zemsty.
Młoda dziewczyna, która idzie na służbę do bogatej koreańskiej rodziny, oszust, który próbuje zaskarbić sobie przychylność córki właściciela tej fortuny i wreszcie ona - milionerka, której początkowo nie potrafimy rozgryźć. Zależy jej żeby wyrwać się z domu, spod oczu ojca, bawi się, udaje, czy rodzi się w niej jakieś uczucie, no i do kogo? Jakie jeszcze tajemnice skrywa ten dom? Mamy trójkąt, napięcie i wszyscy mamy wrażenie, że coś ukrywają. Do tego te kostiumy, ten klimat... Ma to jakiś urok, choć prawdę mówiąc, potem i tak zwracamy uwagę raczej na zwroty akcji i wychodzimy z kina z wrażeniami jak z pierwszej, lepszej sensacji. Chyba bym wolał jakieś miejsce na tajemnicę i niedopowiedzenie.
No ale cóż... Aha, zaznaczam, że film dla widzów dorosłych, bo jednak Azjaci są trochę mniej bezpośredni i odważniej o pewnych rzeczach mówią, a u nas może to powodować jednak pewne zgrzyty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz