Dziś kolejny raz udajemy się do Londynu. Projekt realizowany w Polsce m.in. przez Multikino to okazja do oglądania tego co najciekawsze na ich scenach teatralnych. Zobaczcie sami jakie jeszcze przysmaki czekają nas do końca tego roku. Również "Opera za 3 grosze" ma być chyba jeszcze powtarzana, a nawet w kinach mniejszych lokalnych, warto dopytywać o ten cykl - więcej można znaleźć na stronie projektu Na żywo w kinach - oprócz tego co lubię najbardziej, pokazują również światowe produkcje baletowe i operowe, ale to już nie moja bajka.
A co o dzisiejszym spektaklu? Jestem zachwycony. I nie pytajcie na ile wpływ ma muzyka (Brecht i Weill), którą znałem wcześniej i którą bardzo lubię. Ten dziwaczny musical, którego akcja dzieje się w warstwach społecznych, które raczej rzadko były pokazywane na deskach teatru, od blisko 90 lat bawi i zachwyca. Jest tak niepoprawny, przewrotny, że i dziś niewiele można znaleźć rzeczy podobnych. Czarna komedia, tragifarsa i dramat, a wszystko to wymieszane i okraszone świetnymi piosenkami. W dodatku okazuje się, że tym tekstem nadal można się bawić, odwołując się do jakichś obrazków bardziej zrozumiałych dla współczesnego widza (np. flagi, odwołania do nacjonalizmu), mrugając okiem (transseksualizm) i zaskakując rozwiązaniami scenograficznymi i reżyserskimi.
Z założenie wszystko może tu być trochę byle jakie, udawane, nie musimy silić się na doskonałość - po co budować piętrowe dekoracje, skoro wystarczą nam symboliczne schody metalowe, po co cela więzienna, skoro możemy jedynie przywiązać bohatera do byle czego... Takich rozwiązań jest tu dużo - papierowe dekoracje, przez które przechodzą bohaterowie, mało wyszukane stroje dla aktorów, mieszanie tego co współczesne, z tym co nawiązuje do lat 20 XX wieku - bawimy się i wiele rzeczy jest bardzo umownych. Ale ponieważ to świat złodziei, prostytutek, żebraków i ludzi, dla których każdy dzień jest dość niepewny, a życie wciąż balansuje między sukcesem, a porażką, szczęściem i tragedią, pełnym brzuchem i umieraniem w rynsztoku, wszystko to pasuje nam jak ulał. Nawet orkiestra grająca na żywo, poprzebierana w dziwaczne stroje jest częścią tej gry.
Pamiętacie treść?
Szykujcie się na ponad 3 godziny świetnej zabawy. Szalonej, bo przecież w tej historii wiele jest rzeczy zaskakujących - skarga wyśpiewana przez zniszczoną przez narkotyki dziewczynę, song bandy złodziejaszków, raczej odbiegają od zwykłych skojarzeń o operze, czy musicalu. W tej adaptacji co ciekawe mocno uwypuklone są postacie kobiece - tu mężczyznom, jednie wydaje się, że sterują wszystkim. Wiele rzeczy mocno jest przerysowanych, bardziej dosłownych, ale do tej konwencji, do tej sztuki bardzo mi to pasuje. Nie przeczę jednak, że chciałoby się zobaczyć, jak można z tego tekstu wydobyć coś bardziej kameralnego, mrocznego - po prostu muszę poszukać i zrobić sobie takie porównanie.
Zachwyca przygotowanie scen, wydawałoby się pełnych chaosu, a tak przecież dopracowanych. No i odwaga, żeby np. w roli jednego ze złodziei obsadzić człowieka, który naprawdę jest niepełnosprawny, a nie jedynie takiego gra. Do tego, że reżyserzy w National Theatre nie przejmują się stereotypowym myśleniem o rolach, płciach, kolorze skóry, akcencie, już nas przyzwyczaili, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem.
Wszystkie zdjęcia ze strony NT
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz