czwartek, 3 lipca 2025

Chcę dla ciebie jak najlepiej - Jakub Bączykowski, czyli razem nam najlepiej

„Zadzwoń, jak dojedziesz” rozłożyło mnie emocjonalnie na łopatki i dużo sobie obiecywałem po najnowszej książce Kuby Bączykowskiego. Z takimi książkami jest jednak trochę tak, że jeżeli jesteś na jakimś etapie życia, że coś mocniej zarezonuje z przeżyciami bohaterów, to i sama historia cię porwie. Jeżeli nie, to może będziesz kręcić nosem jak ja, że zbyt oczywiste, że przerysowane. 

Na pewno doceniam fakt iż Kuba nie idzie na łatwiznę, malując wszystko w czarno białych barwach, nie przyklejając łatek kto niby ma być czarnym charakterem, a kto jego ofiarą. Poznajemy różne punkty widzenia, świat ludzkich emocji i nawet jeżeli coś jest dla nas trudne do zaakceptowania, może myślimy "ja bym nigdy tak nie pomyślał", to jednak uczymy się tego, że ludzie na to samo zdarzenie mogą patrzeć z różnych punktów widzenia. Składamy się z naszych doświadczeń, podlegamy nastrojom, zmęczeniu, może uprzedzeniom, nosimy w sobie urazy, żale, a może wręcz przeciwnie - akurat jesteśmy nastawieni do świata pozytywnie i wszystko nas cieszy... Może nawet gdyby to był inny dzień, inna chwila, zachowalibyśmy się zupełnie inaczej. Ale stało się i pewnych spraw już nie da się cofnąć. A potem gdy ktoś do nich wraca, rodzi się w nas poczucie zranienia, że przecież to nieprawda, nie mieliśmy takiego zamiaru by kogoś zranić... 


Za takie pokazywanie relacji, nie upraszczanie i nie budowanie tego wokół dramatu jednej osoby, naprawdę jestem wdzięczny. Wtedy książka jest nie tylko historią do szybkiego połknięcia, ale wymusza refleksję, wejrzenie w siebie, może próbę spojrzenia na jakąś swoją relację... Szukając uzdrowienia, zrozumienia, wybaczenia, robimy krok ku lepszemu funkcjonowaniu.

 

"Chcę dla ciebie jak najlepiej" upraszczając można określić jako relację matki i dziecka. Jak to co przeżywa rodzic, jak może koncentruje się na swojej latorośli, poświęca swoje życie, wpływa na całe dorastanie i potem również dorosłe życie? Czy można kochać za mocno? Przecież tak bardzo się staramy, chcąc być lepsi od naszych własnych rodziców, uniknąć pewnych błędów.
Choć każdą chwilę chcesz spędzać z dzieckiem, być przy nim, z czasem musisz jednak odciąć pępowinę bo to mało zdrowe dla jego funkcjonowania...

Najpierw przyglądamy się historii opowiadanej przez Łucję, potem przechodzimy do współczesności i narrację przejmuje Maks. Pewnie niejeden z czytelników/niejedna z czytelniczek uzna że to relacja tak toksyczna, że powinno się potrząsać matką i udzielać jej lekcji życia, natomiast w kraju gdy dużo częściej wychowuje się na chłodno albo nawet z użyciem przemocy, nie wiem czy skupienie się tak mocno na nadopiekuńczości i manipulacji emocjonalnej nie przyniesie więcej szkód niż pożytku. W końcu prawda leży gdzieś pośrodku i nikt raczej nie uzna w pojedynczych scenach nic szkodliwego. Wręcz odwrotnie, ta bliskość może wydać się czym ważnym i pięknym. Gdy brakuje jakiegoś rozsądku i nie tylko wyznaczanych zdrowych zasad, ale i zaufania, rozszerzania strefy wolności i samodzielności, rzeczywiście może jednak mieć to fatalny wpływ na życie dorosłe, na budowanie własnego związku. 

Cała historia zbudowana została z ogromną wrażliwością, empatią i na pierwszy rzut oka wydaje się sielankowa. Dopiero potem zaczynamy dostrzegać pewne rysy i pęknięcia. Każdy boi się samotności, ale też nie wolno nikomu zbudować swojego życia na kimś, wmawiając że tak jest idealnie. 
To jeszcze miłość, czy już osaczenie? 
 

Ciekawe. Poruszające. Bez moralizowania. Choć nie ukrywam, że dla mnie poprzednia książka wygrywa w cuglach. 
Niezła okazja do refleksji na temat modeli rodzicielskich postaw :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz