Chyba kolejna zaległość do nadrobienia - poszukać wcześniejszych książek Państwa Dębskich o Tomku Winklerze i jego babci Romie. Ta para, czy raczej trójka, bo jeszcze jest Iwa - partnerka Tomka, ma tyle fajnego iskrzenia między sobą, tyle chemii, że nawet jak śledztwo trochę kuleje, człowiek i tak ma frajdę. Ponieważ to już piąty tom cyklu, muszę kiedyś dorwać wcześniejsze tytuły, łączące kryminał i lżejszą atmosferę w jakiej odbywa się całe śledztwo.
To nie jest tak, że fabularnie jest jakoś wybitnie słabo, mam jednak wrażenie że dość nierówno - akcja przyspiesza, zwalnia, czasami mocno zaskakują pewne rozwiązania bo nie pasują kalibrem do sprawy albo są jakoś słabo wykorzystane. Nudy zdecydowanie nie ma, brak jednak jakiegoś dużego napięcia, które by było utrzymywane.
Za to bohaterowie - jakie fajne przekomarzanki, ile tam jest ciepła. Roma to osoba o dość wyrazistym charakterze, więc lepiej z nią nie zadzierać, a że Tomek kocha ją nad życie, stara się raczej jej nie sprzeciwiać. Nawet gdy oczekuje od niego czegoś co jego zdaniem nie ma specjalnego sensu. Tak jak w tym przypadku.
Do Romy zgłasza się bowiem z prośbą o pomoc jej dawna znajoma - modelka, która kiedyś robiła zawrotną karierę w Modzie Polskiej, a dziś chciałaby cieszyć się spokojem na emeryturze. Niestety, otrzymywane groźby raczej nie pozwalają jej na taki spokój i choć nie potrafi wyjaśnić czego się obawia i co ktoś mógłby mieć jej za złe, prosi o ochronę. A Tomek, choć niby jako prywatny detektyw nie powinien marudzić przy zleceniach, robi tym razem to jedynie na wyraźną prośbę babci i przekupiony przygotowanymi przez nią smakołykami. On wolałby po prostu mieć jasność co do całej sytuacji, a nie działać po omacku - zdecydowanie Antonina Danzer nie mówi im całej prawdy.
Całej intrygi nie mam zamiaru Wam zdradzać, ale będzie się działo całkiem sporo. I choć wątek ze służbami specjalnymi moim zdaniem mocno naciągany, to odkrywanie sprawców potencjalnego szantażu i gróźb wobec starszej pani, może sprawiać frajdę.
Nie ukrywam - mnie raczej Dębscy kupili tym co dzieje się pomiędzy głównymi bohaterami, a nie samą intrygą, niemniej retrospekcje z czasów PRL były całkiem smakowite. To balansowanie między wątkami obyczajowymi, sugerowaniem sekretów i trupami niczym w kryminałach pisanych całkiem na poważnie, nadaje "Ostatniemu krzykowi mody" jakiejś lekkości i trochę wyróżnia ten tytuł na tle innych. Powieści Cosy crime niektórzy już nazwali kryminałami kocykowymi, w końcu jednak nawet jak się lubi mocniejsze historie, fajnie przeczytać coś trochę innego.
Mam jedynie pewne zastrzeżenie do stylu - chwilami chyba zawiodła redakcja albo autorzy za bardzo zaufali swojemu poczuciu humoru (nie zawsze to co czytelne dla nich będzie czytelne dla każdego), bo zabawy słowem stają się jakoś mało zgrabne i zamiast bawić wprowadzają pewną konsternację lub dysonans.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz