Poprzednia powieść Marcina Mellera, choć nie rzucała na kolana, okazała się całkiem niezłym thrillerem sensacyjnym, ale najnowsza podoba mi się nawet bardziej. Może dlatego że mniej w niej schematów sensacyjnych, więcej czegoś co sprawia wrażenie własnych doświadczeń i emocji. Nie chodzi o to, że są tu wątki biograficzne, pewnie w obu powieściach znalazły się jakieś obserwacje i przeżycia, z czasów gdy autor jeździł w różne miejsca świata jako reporter wojenny. Oczywiście historie są wykreowane, mocno jednak czerpią z tego co Meller zna. W Dzieciach lwa, mam wrażenie, że jest tego więcej, również we wspomnieniach z czasów młodości (oj jak miło było powspominać Fugazi i całą tą muzę). Również sam pomysł na dramaturgię wydaje mi się tu ciekawszy, choć też może i nie ma takiej siły zagadkowości.
Oto znany dziennikarz, którego już zresztą poznaliśmy w poprzedniej książce, sympatyzujący z opozycją, zostaje zaatakowany w mediach, że przyczynił się do śmierci swojego przyjaciela. Jako dowód wrzucono w sieć krótki filmik, gdzie krzyczy do niego: zostań tu i umieraj. Dla Wiktora Tilszera to tragedia nie tylko wizerunkowa, ale i osobista - przecież pamięta tamte wydarzenia, wie co się wtedy działo, nie ma w sobie poczucia winy, ale jak ma się bronić?
Nie wie jak powstał ten film, bo wydawało mu się, że nikt nie był przy nich w tamtym momencie, nie wie jak zdobyć całość materiału, która pokazała by szerszy kontekst i nie stawiałaby go w tak złym świetle.
I to jest punkt wyjścia. Potem próby zdobycia jakichś informacji na ten temat w Polsce i na miejscu, czyli w Gruzji, przeplatają się z historią przyjaźni oby mężczyzn, od momentu poznania się, przez burzliwe zakręty życiowe. Ich ścieżki wciąż się przeplatały, a w pewnym momencie obaj zaangażowali się mocno w relacjonowanie wydarzeń z punktów zapalnych świata, jeden jako reporter, drugi jako fotograf i operator. Niestety to co widzieli, przeżywali w mocny sposób ich zmieniało i to jest w równej mierze opowieść o trudnej przyjaźni, jak i o traumie wojennej. Lata 90, rozsypanie się ZSRR i konflikty na południu tego regionu, gdzie wciąż Rosja próbowała wpływać na losy narodów i granic (Czeczenia, Gruzja, Abchazja, Karabach, Armenia, Azerbejdżan), przysporzyły masy cierpień cywilów, wywoływały stan napięcia i niepewności. I oni widzieli to na własne oczy, angażowali się emocjonalnie w życie poznanych tam ludzi. Gdy słuchasz historii, widzisz naocznie ofiary, trudno zachować obiektywność, nawet jeżeli się starasz. Czasem ten mrok wciąga cię bez reszty i nawet zawieszenie broni zamiast przynieść oddech i uspokojenie, doprowadza do stanu jakiegoś dziwnego zawieszenia. Oni tu mają rodziny, domy, przyjaciół, a ty żyjesz ich życiem. Jak zachować normalność w tym wszystkim, jak nie stracić wrażliwości? Teoretycznie masz możliwość wrócić do siebie, tylko czy masz do czego.
To nie jest typowy thriller sensacyjny, choć mamy przecież jakąś sprawę do rozwiązania, misję do wykonania, mamy zagrożenie życia, napięcie. To bardziej powieść o dwóch młodych ludziach, którzy próbowali odnaleźć się w latach 90. Ich nie ciągnęło do poukładanego życia rodzinnego, do nudy i stabilizacji. Ale ile można żyć na pełnej adrenalinie i jakie są tego koszta?
Dla tych którzy pamiętają lata 80 i 90 to też masa wspomnień no i informacji o konflikcie, o którym wielu z nas już mało pamięta i wie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz