Gdy zmarła ukochana matka Bengt przez długi czas ją idealizował, pielęgnował ślady jej pamięci, walczył z ojcem, który dość szybko próbował zagospodarować dom i swoje życie na nowo. Jego kochanka staje się wrogiem, obiektem długofalowych planów, zajmuje coraz więcej miejsca w jego głowie. Cierpi na tym m.in. relacja z dziewczyną, która czuje, że ukochany nie poświęca jej tyle ile by chciała.
Bengt jest rozedrgany, przepełniony dziwnym lękiem, nie rozumiejąc do końca tego co się w nim dzieje. Zupełnie tak jakby od nienawiści do miłości był tylko jeden krok. Od uczucia bycia pełnym energii, do totalnej depresji, drugi, równie niewielki. Pragnie karać innych, a potem również samego siebie, idąc za impulsem, próbując ugasić pożar myśli i emocji. Jego postać drażni, ale i fascynuje w pewien dziwny sposób. I tak jest z całą powieścią. Sprawia ona wrażenie trochę zbyt analitycznej, egzaltowanej, ale może dlatego też robi tak duże wrażenie, tak mocno zapada w pamięć.
Emocje mnie przekonują. Jeśli znajdę na półkach biblioteki miejskiej w Szczecinie, to chętnie przeczytam. :)
OdpowiedzUsuń