MaGa: Ależ się ta Mała Warszawa zmienia! Już przy „Żelaznych Waginach” było to miejsce klimatyczne, ale teraz… naprawdę pięknieje. Szkoda, że tym razem nie trafiłam na spektakl w moim stylu…
R.: Nie wszystko przecież musi zawsze nam pasować. I to nawet fajnie, że każdy może w repertuarach warszawskich teatrów, znaleźć coś dla siebie. Tym razem zachwyceni na pewno będą ci, którzy lubią rzeczy lekkie, z akcentem wodewilowym czy musicalowym. No i czwórka znanych twarzy też na pewno przyciągnie widzów na spektakl!
MaGa: Wiesz, ja się nie czepiam. Są gusty i guściki. Widziałam, że młodzi ludzie bawili się świetnie, klaskali, śmieli się. Bo też i temat nośny – różne odcienie miłości. Tylko to trochę taki współczesny wodewil, a ta forma mi zupełnie nie odpowiada.
R.: Ja też byłem trochę zaskoczony, nie tylko formułą, tym iż nie kojarzyłem ani Elżbiety Romanowskiej ani Katarzyny Żak ze śpiewaniem, no i do tego dość surowa scenografia. Potem jednak coraz bardziej bawiła mnie ka konwencja, czyli zbiór luźno powiązanych scenek, przebieranki aktorów, świetna oprawa muzyczna (na żywo!). Jest sporo elementów zabawnych, ale i chwilami wchodzimy trochę w poważniejsze tony. Wszak związki mają przeróżne odcienie.
MaGa: Co do wykonawców – jestem pełna uznania. Szybkość z jaką wchodzili w kolejne scenki, całkowita zmiana emploi, to zasługuje na podziw. Tym bardziej, że Romanowska była wyraźnie kontuzjowana. Co zresztą nie przeszkodziło jej być pierwszą divą tego spektaklu.
R.: Och, o ile Katarzyna Żak pokazała, że wokalnie może najbardziej poszaleć, o tyle Elżbieta Romanowska zachwycała energią, dystansem do siebie, tym że z tak dużym luzem bawiła się kolejnymi wcieleniami. Natychmiast kupuje sobie sympatię widzów, nie tylko w tych bardziej zwariowanych odsłonach, ale również w tej poważniejszej (wywiad do internetowego profilu randkowego). Zresztą ona i Rafał Królikowski ten spektakl mają w małym paluszku, bo wcześniej grywali go m.in. w Teatrze Buffo, może więc po prostu lepiej czują się w tym materiale?
MaGa: Dużą zaletą każdego spektaklu jest oprawa muzyczna i to jest tu świetnie rozwiązane - nie znamy nazwisk obu muzyków, ale ich pracę warto docenić. Sprawne akompaniowanie wykonawcom to połowa sukcesu. Szkoda tylko, że w spektaklu nie ma choć jednego muzycznego przeboju, który można by nucić po wyjściu z teatru.
R.: Cóż. Może gdybyśmy zobaczyli to raz jeszcze? W końcu bardziej się lubi to co już utrwalone. "I love you" było stworzone na scenę jedną ze scen teatru Brodway, potem był grany na całym świecie, przetłumaczony na kilkanaście języków, może więc gdyby się z tym osłuchać. Nie przesądzam - dla mnie też, brakowało w tym jakiegoś wybijającego się przeboju, sceny następowały szybko po sobie, niektóre piosenki były króciutkie, więc sporo mogło umykać, a że nie ma też jakiejś wizualnej oprawy, która by wzmacniała przekaz, to i może dlatego nic nie nuciliśmy.
MaGa: W czasach mojej młodości mówiono, że tego typu spektakle to sztuka w „podkasanej kiecce”; dobra na odprężenie, zatrzymanie w biegu w weekendowe popołudnie. Trochę śmiechu, trochę muzyki, zabawni aktorzy, muzyka na żywo.
R.: I to może być to co przyciąga ludzi. Lekki, ale nie wulgarny humor. Temat, który zawsze jest na czasie, bo to i dla tych, którzy trochę już okrzepli w związkach i potrafią śmiać się z siebie i dla tych, którzy wciąż szukają drugiej połówki. Romantycznie i aż do bólu prozaicznie o miłości, o przyciąganiu się pomiędzy kobietą i mężczyzną.
MaGa: Jeśli lubicie tego typu spektakle – to idźcie.
R.: I wyglądajcie tego tytuły nawet poza Warszawą, bo ekipa ma w planach szeroką trasę po kraju! Już w zapowiedziach widzę całkiem sporą listę miast.
Grają: Katarzyna Żak, Elżbieta Romanowska, Rafał Królikowski i Robert Rozmus
Reżyseria: Mariusz Kiljan
Tłumaczenie: Bartosz Wierzbięta
Scenografia: Wojciech Stefaniak
Kostiumy: Sylwester Krupiński
Choreografia: Anna Głogowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz