To nie jest przyjemna książka. To nie jest łatwa książka.
Trudno jednak znaleźć coś równie oryginalnego wśród ostatnich nowości.
Surowa. Minimalistyczna. Intrygująca.
To proza, która wkurza, czasem sprawia że bierze cię obrzydzenie, ale jednak porusza, bo masz wrażenie że w tym portrecie samotnika skoncentrowanego jedynie na jednym celu jest coś takiego, że warto go zrozumieć, zostać z nim do końca. Może gdybyśmy go rozgryźli udałoby się pomóc jemu podobnym? To nie jest tępak, dla którego liczą się tylko mięśnie, jest w nim wrażliwość i jakieś ogromne pokłady bólu, które skrywa, cały czas udając silnego.
Stephen marzy jedynie o tym, by osiągnąć mistrzostwo w zapasach, wszystko na studiach podporządkował temu. Trening, własny rygor, determinacja, a cała reszta może nie istnieć.
Chłopak nie jest głupi, ale jego zainteresowania i aktywność są bardzo wybiórcze - jeżeli coś go zafascynuje potrafi drążyć temat głębiej niż inni. Otoczenie uważa go za dziwaka, ale jemu to nie przeszkadza. Liczy się cel.
Dla niego można zrobić wszystko. Dosłownie wszystko.
Fascynujący portret młodego człowieka, który nie ma wsparcia bliskich, który sam sobie stworzył jakąś listę priorytetów i na nich się zafiksował, nie widząc innych możliwości. Jego postępowanie, chwilami tak nieprzewidywalne, nawet sprzeczne z normami społecznymi przeraża, ale nie ma w nas potępienia, raczej współczucie dla tego chłopaka, że wciąż odpycha od siebie innych. Zadaje ból zupełnie świadomie, zarówno komuś, jak i sobie, cały czas powtarzając sobie, że to czyni go silniejszym, że to przybliża go do upragnionego celu. Robi to w sytuacji gdy uważa, iż coś zagraża naruszeniem jego planów, jego świata...
Nie okazywać emocji, nie pokazywać słabości, nie pokazywać takiego jakim się jest naprawdę. Maska. Strój. Mata. Walka. Umysł ma być podporządkowany ciału, rutyną trzeba zabić wszystko to co może rozpraszać, a ciało ma być niczym dobrze naoliwiona maszyna. Ma wygrywać.
Naprawdę intrygujący debiut. I jeżeli o jakiejś książce miałbym powiedzieć w tym roku, że nie dawała mi spokoju, to byłaby to z pewnością właśnie "Nazywam się Stephen Florida".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz