
I film, który okazał się sympatyczny, idealny właśnie na wakacje, choć pewnie lepiej go oglądać we dwoje niż w pojedynkę. W końcu to komedia romantyczna. W dodatku muzyczna.
Ale to już pewnie wiecie. Sam tytuł mówi wszystko. The Beatles powracają. Przynajmniej w warstwie dźwiękowej. I w uwielbieniu dla ich twórczości. Bo ten film to hołd dla genialnego zespołu i ich ponadczasowych kompozycji.
Wyobraźcie sobie świat, w którym ten zespół nigdy nie powstał i ani jedna ich kompozycja nie pozostała w świadomości społecznej. No, kilka osób na całym świecie je pamięta, ale to jakieś dziwaki, bo przecież najważniejsze jest to co mówią wszyscy, co mówi Internet. A tam Żuczków nie ma. I nie było.

Pomysł na katastrofę światową, w której pojedyncze słowa, osoby i przedmioty nie istnieją lub nie zrobiły żadnej kariery (coke!) niby nie został wyjaśniony, jednak kilka razy bawi. Gorzej z samą muzyką, bo przecież numery na początku nikogo nie obchodzą, dopiero słowo i uwaga gwiazdy nadaje im blasku. Czy taki był zamiar reżysera? W dodatku Jack Malik jest średnim wokalistą i daleko mu do oryginału. Nadrabia za to zapałem. I przerabianiem tekstów, gdy ich nie pamięta lub gdy inni wyjaśniają mu że one są zbyt staroświeckie. Nie wygląda na idola, nie zachowuje się jak on, ale wykorzystuje swój moment. A show biznes natychmiast chce wciągnąć go w swoje tryby i przemielić na swoją modłę.
Danny Boyle kręcił dużo lepsze filmy, ten mimo sympatycznej pary (Himesh Patel i Lily James) pewnie nie pozostanie w pamięci zbyt długo. Ale jest odpowiednio zabawny, ciepły i pozbawiony chamstwa, by uznać go za dobry pomysł na wakacyjny wypad do kina. No i ta muzyka. Choć oczywiście oryginał dużo lepszy, to te melodie naprawdę nuci się non stop.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz