wtorek, 20 sierpnia 2019

Udając ofiarę, czyli… czym się to skończy?


Sztuka przewrotna, wieloznaczna, trudna i ciekawa jednocześnie, mistrzowsko wyreżyserowana, podobnie zagrana i zmuszająca do refleksji. Łatwo w niej było pójść za mocno w którąś stronę, ale Krystyna Janda (reżyser) wiedziała jak tego uniknąć. „Udając ofiarę” braci Olega i Władimira Presnakowów skłania do myślenia, analizowania, do stawiania pytań: o sens naszego życia, kondycję społeczeństwa, o dorastanie, o odpowiedzialność, samotność, dojrzałość… i wiele innych.


Akcja dzieje się w Rosji (ale może gdziekolwiek indziej), nam współcześnie (choć większość powie, że to niemożliwe, bo to minęło), w przeciętnej rodzinie (choć można zakłamywać rzeczywistość). Wala, absolwent Uniwersytetu, filozof, postanawia zostać pracownikiem dochodzeniówki i w rekonstrukcjach zdarzeń udawać ofiarę. Udaje? Czy może w tej roli czuje się bezpieczny, bo mimo swojego wykształcenia nie potrafi kierować nawet własnym losem. Inteligent, który nie potrafi oderwać się od życia pod dyktando matki i wuja, który wiąże się z prostacką dziewczyną, której nawet nie kocha i nie pożąda, ale z którą spodziewają się dziecka. A może Wala, rozczarowany rzeczywistością staje się ofiarą, bo tak łatwiej, bo ktoś inny powie gdzie ma stanąć i co ma robić? Jest bystry i bezwolny jednocześnie. Oswaja śmierć, udając trupa, bo boi się życia? A może nie boi się żyć tylko nie chce tak żyć jak ci, którzy go otaczają. Szuka sensu życia choć zewsząd wyziera fałsz, bylejakość, obłuda. To tytułowe „udawanie” właśnie. Jak w tym się odnaleźć, jak przerwać ten łańcuch mentalności, w którym tkwi, jak uwolnić się od pajęczyny relacji między ludźmi, z którymi jest blisko? Pytań jest bez liku i od widza zależy jakie sobie zada. I jak na nie odpowie. I jak odczyta ten tekst ni to czarnej komedii, ni groteski, ni teatru absurdu.


Walę otacza byle jaki, głupi świat, ludzi żyjących byle jak i głupio, myślących byle jak i głupio, nawet mordujących byle jak i głupio. Rekonstrukcje zbrodni wywołują śmiech bo są tak absurdalne, ale pod skórą czujemy przerażenie, że ten świat idzie w złym kierunku. Nie przywiązujemy wagi do rozwoju, nauki, nie dbamy o dobre relacje z ludźmi, odrzucamy odpowiedzialność, prawdę, szczerość i chowamy się za fałszywymi maskami. Udajemy. Udajemy tak jak w sztuce, że matka kocha swojego syna, że dziewczyna pragnie założyć rodzinę, rosyjska restauracja udaje japońską, właściciel myjni udaje kowboja, mrożona ryba udaje świeżą a chłoptaś w stroju narodowym z wyżelowanym irokezem na głowie – zawodnika reprezentacji, półgłówki udają mądrych a dorośli zachowują się jak gówniarze. Prawdziwe godne życie zastępowane jest jakąś podróbką. Rodzina to powtórka podłej egzystencji, życie – nędzna klisza tego co mogłoby być naprawdę. Jednak przywykliśmy do tego, więc nie ma co się przejmować. Większość tak robi, bo jest na to społeczne przyzwolenie. Nie chce ci się, nie umiesz, brak ci wiedzy, zdolności? To kombinuj, oszukuj, kłam. Konsekwencji nie będzie, wszyscy w to grają (w sztuce).


Ten świat zniszczy inteligenta. Nadwrażliwy – odczuwa mocniej. Wala chce kary dla winowajców, którzy do tego dopuścili i chcą kontynuować to zepsucie, to zło. Co wymyśli – oczywiście nie powiem.


Spektakl braci Presniakowów „Udając ofiarę” to obraz współczesnego świata pozbawionego zasad, które wyznawały wcześniejsze pokolenia. Świat smutny, bo prowadzący do samotności, wyobcowania. Przynajmniej ja ten spektakl tak odbieram.


Świetnie dobrana obsada: Adam Serowaniec jako Wala jest bardzo dobry, aktor o wspaniałym głosie, widać, że dobrze czuje się na scenie; Mirosław Kropielnicki jako Kapitan – monolog w jego wykonaniu wywołał ciarki na plecach, to było mistrzostwo; Izabela Dąbrowska jako podpita Gejsza – cudna rola komediowa, choć jednocześnie - gorycz egzystencji. Perełka. Pozostała obsada też spisała się na medal, choć Barbara Wypych mogłaby mówić mocniejszym głosem.


MaGa



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz