piątek, 22 lutego 2019

Kroniki portowe, czyli zacząć od początku

Coraz częściej łapię się na tym, że powieści Annie Proulx, które gdzie tam wpadały mi w ręce, a ja je wypuszczałem albo odkładałem na później, teraz bardzo chciałbym mieć szybko pod ręką. Skoro ekranizacje tak dobrze wypadają, mają tak dużo klimatu i ciekawych portretów psychologicznych, to książki muszą być jeszcze lepsze, prawda?
Kroniki portowe potwierdzają mi tą regułę. W dodatku ta obsada! W drugim planie Pete Postlethwaite, Cate Blanchett, Julianne Moore, a na pierwszym świetny Kevin Spacey i jak zwykle nie do przebicia Judi Dench. Warto przejść przez pierwsze minuty filmu, choć bohater może strasznie nas wkurzać swoim rozmemłaniem i nieporadnością. Jest tak mało zaradny, że można mu wmówić prawie wszystko... Jak kocha to bezwarunkowo. A śmierć żony jeszcze bardziej sprawia, że traci radość i sens życia. Może dlatego tak łatwo poddaje się absurdalnej przecież propozycji, by przeprowadzić się na północ, do Nowej Fundlandii, tylko dlatego, że ciągnie go tam ciotka.

Nie ma tam przecież nic. Zresztą ona też. Rozwalający się dom, brak pracy, pieniędzy, przyjaciół. I ciotka, dość zasadnicza i chłodna, niczym cała otaczająca ich teraz natura. Quoyle nie dość, że nie ma na siebie pomysłu, to i nie bardzo potrafi nawet zadbać o córkę, choć przecież kocha ją całym sercem. Wśród tych prostych ludzi, żyjących swoimi sprawami, nagle dla mężczyzny nie tylko znajdzie się miejsce, ale i szansa na to, by na nowo zaczął cieszyć się życiem. Nie będzie łatwo, ale przecież nawet jeżeli ktoś ma twardą skórę, nie znaczy że pod nią nie ma serca. Społeczność mieszkańców żyjących w tej surowej krainie jest równie ważnym bohaterem jak i rodzina Quoyle'a.
Jest w Kronikach portowych odrobina realizmu magicznego, jakichś legend, ale choć tu ludzie wierzą, że przeszłość ma duże znaczenie i wciąż na nas wpływa, to potrafią też zawalczyć o swoje...
Lasse Hallström potrafił wydobyć z tej historii zarówno dramat, jak i poczucie humoru, sprawił, że choć wątek główny jest dość schematyczny i prosty, całość urzeka klimatem i aż by się prosiła o więcej, w stylu Przystanku Alaska. Zdjęcia, krajobraz, ludzie, muzyka - wszystko tworzy świetną całość. 

4 komentarze:

  1. Wpierw oglądałam film....i mnie zauroczył klimatem....obsada oczywiście genialna....dla mnie wszystko na 6. To zachęciło mnie do kupna i przeczytania książki. W zasadzie fabuła filmu nie odbiega od fabuły książki, jedynie co to zmniejszono bohaterowi liczbę córek....o jedną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo :) Ale to nie pierwsza jej książka - przecież wcześniej choćby Brokeback Mountain... A i o Drwalach słyszałem dużo dobrego

      Usuń
    2. Mam jej jeszcze Pocztówki i As w rękawie....
      A co do Kronik portowych....to w filmie to się nie pojawia, ale w książce jest poruszony problem pedofilii wśród księży ... tym między innymi zajmuje się gazeta, w której pracuje bohater.
      To niezwykle teraz nośny temat.... aż się smutno człowiekowi robi....

      Usuń
    3. ciekawe, bo w filmie chyba wcale księdza nie było widać

      Usuń