czwartek, 9 sierpnia 2018

Jezioro - Arnaldur Indridason, czyli najlepiej się je tłucze łopatą



Lubię takie nieśpieszne książki. Uważam, że dużo więcej wnoszą, choć dla miłośników akcji raczej się nie nadają. A ten kryminał  przypadł mi do serca – może dlatego, że część tej opowieści dzieje się w latach mojego dzieciństwa, kiedy o pewnych sprawach mówiło się szeptem…
Skacowana hydrolożka idzie na poranny spacer nad jezioro, które aktualnie bada. A bada, bo ono znika z zastraszającym tempie odsłaniając coraz więcej dna. I tego poranka znów tafla wody jest dalej niż wczoraj. Głowa jej pęka, ale nie chce wracać do domu, bo tam jest pewien pan, który tam być nie powinien… może sobie pójdzie i nigdy nie wróci. Nie ma kobieta szczęścia… dno odsłoniło ludzką czaszkę z dziurą w głowie. Trzeba zadzwonić na policję. Na miejsce zbrodni przyjeżdża komisarz Erlendur Sveinsson.
 
 
Islandia, kraj przy innych słabo zaludniony. Tu również giną ludzie, ale skala zaginięć jest zdecydowanie mniejsza niż w innych rejonach świata. Tu, jak to bywa w małych społecznościach, każdy zna każdego, jest z kimś spokrewniony, tajemnice trudno ukryć. W ciągu 40 lat nie zdołano odnaleźć jedynie około 40 osób. Odnaleziony w jeziorze szkielet też do żadnej zgłoszonej osoby zaginionej nie pasuje. Żeby było ciekawiej na dnie utrzymywał go ciężki nadajnik produkcji radzieckiej, a więc prawdy trzeba szukać w przeszłości… tylko gdzie zacząć…
Teraz akcja zaczyna toczyć się dwutorowo: ze współczesnej Islandii przenosimy się do Lipska lat 60-tych XX wieku, miasta studentów niemieckich i zagranicznych, z krajów tzw. demokracji ludowej (dziś pogardliwie nazywanych „demoludami”). Tu przybyli również z Islandii młodzi socjaliści aby zgłębiać ideę Marksa i Engelsa. Jest ich niewielu, traktują więc siebie jak rodzinę, ufają sobie i zawiązują przyjaźnie. Są młodzi i naiwni. Nawiązują przyjaźnie ze studentami innych narodowości, wymieniają się poglądami, przeżywają pierwsze uniesienia miłosne.
Z czasem zaczynają i im opadać klapki z oczu. Ludzie młodzi, pełni marzeń o spełnionych miłościach, szczęśliwych i bogatych ojczyznach, zostają zderzeni i skonfrontowani z barbarzyńskim systemem, odczuwają na własnej skórze indoktrynację i inwigilację w wykonaniu STASI. Już nie wiedzą kto jest wrogiem a kto przyjacielem. Kto w zawoalowany sposób próbuje pomóc a kto donosi na swoich.
Krok po kroku autor przeplata teraźniejsze śledztwo ze wspomnieniami Tomasa z Lipska w czasach „zimnej wojny”. I to w ogóle nie przeszkadza. To wręcz wzrusza naiwnością młodości i przeraża barbarzyństwem skierowanym na jednostkę inaczej myślącą niż każe system. Ten system usiłował podeptać miłość, łamał kariery, moralność wdeptywał w błoto. Oczywiście nie zdradzę dlaczego nadałam taki tytuł recenzji, ale… to co czynimy i jakie decyzje podejmujemy w życiu, prędzej czy później wywołają określone konsekwencje, dlatego zastanówmy się nim komuś wyrządzimy zło.
Ten kryminał to mimo wszystko piękna historia wiodąca nas przez czasy, których już nikt i nigdy nie powinien doświadczyć.
Nie znałam tego pisarza wcześniej, ale po przeczytaniu „Jeziora” zamówiłam wszystkie jego książki wydane w Polsce – niech to będzie rekomendacją.
Polecam
MaGa

1 komentarz: