I tu może być pewnego rodzaju zaskoczenie, bo "Na głęboką wodę" wcale nie jest słodką historyjką o tym jak wiara we własne marzenia potrafi dać skrzydła, na których można wszystko wygrać.
Wybierając go z letniego repertuaru na dużych ekranach, pamiętajcie więc, że to nie jest film łatwy i przyjemny. Reżyser James Marsch prowadzi tę historię tak jakby była optymistyczną, familijną bajką, ale w pewnym momencie konfrontuje bohatera z trudną rzeczywistością. Cały świat wierzy, że idzie mu coraz lepiej, a on ma świadomość, że zaryzykował bardzo wiele i może stracić wszystko. By zbudować zaprojektowany przez siebie katamaran zastawił dom, firmę, zostawił rodzinę bez środków do życia, święcie wierząc w sukces i w to, że zgarnie sporą nagrodę za przepłynięcie trasy najszybciej ze wszystkich.
Historia Donalda Crowhursta (gra go Colin Firth, a jego żonę Rachel Weisz) nie jest wcale zmyślona, o jego rejsie trwającym ponad 8 miesięcy napisana została książka, twórcy mieli więc ciekawy materiał do tego, by na nim pracować. Obserwujemy najpierw lekko chaotyczne przygotowania, kryzys tuż przed wypłynięciem i wreszcie samą wyprawę. Wyruszył do tego wyścigu jako ostatni, po kolei odpadali jego konkurenci, ale on widząc jak jego łajba podatna jest na różnego rodzaju awarie, a on sam z każdym dniem staje się coraz bardziej zmęczony, wcale nie nabiera pewności siebie. Tylko jak o tym powiedzieć, jak się do tego przyznać.
To film, który bardziej opowiada o zmaganiu się z samotnością, własną słabością, wyrzutami sumienia i warunkami na oceanie, niż o rywalizacji. Nie będzie tu więc tego napięcia jak w wielu hollywoodzkich obrazach, trzymania widza za gardło: uda się czy nie. Obserwujemy powolny proces poddawania się, popadania w obłęd i urojenia. Świadom oczekiwań jakie w nim są pokładane, popełniając pierwsze kłamstwo, przekracza pewną granicę, zza której potem trudno mu już się wycofać. Ile w tym winy samych mediów, podkręcających zainteresowanie wokół wyścigu i nagrody, rzecznika prasowego, którego Crowhurst zatrudnił, by zwrócił uwagę świata na amatora stającego do walki z zawodowcami, a ile błędów jego samego?
To co na pewno zwraca uwagę w filmie to zdjęcia. Odradzam seans jeżeli ktoś miewa chorobę morską, bo w trakcie seansu będzie miał dyskomfort. Udało się oddać choć w części warunki, w jakich bohater się znalazł. Tyle, że my to oglądamy przez około godzinę, a on spędził tam sam tyle miesięcy, w dużej mierze bez kontaktu ze światem.
Gdyby trzeba było wystawiać oceny filmom, ten dostał by ode mnie 4 z minusem. Niby wszystko jest poprawne, ale brakuje w nim jakiegoś pazura, zbytnio złagodzone są wszelkie ostrzejsze tony.
Jak będzie w sieci obejrzę dla Colina Firtha....
OdpowiedzUsuńJa też poszukam go w sieci, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńObsada dobra, ale nie wiem, czy ten film by do mnie przemówił. W każdym razie, wypad do kina sobie odpuszczam. Poczekam na premierę DVD, acz nie będę mieć tego tytułu na liście priorytetów.
OdpowiedzUsuńi chyba dobra decyzja
UsuńNie przepadam za tego typu filmami...
OdpowiedzUsuń