Leszek Herman już dwa razy zachwycił mnie swoimi tomiszczami, pełnymi historii i sensacyjnej akcji. Porównywanie go z Danem Brownem wcale nie jest od czapy i nic dziwnego, że zasłużył sobie na medialny tytuł przemytnika tajemnic z przeszłości.
Tyle, że zamiast wielkich metropolii Europy, zwiedzamy nasze Pomorze Zachodnie, z nie mniej ciekawą historią. Byliśmy już w Szczecinie, okolicach Darłowa, teraz pora na Kamień Pomorski i wyspę Wolin.
Czego tu nie ma: relikwie legendarnej Korduli, cenne obrazy i precjoza ukrywane przez hitlerowców, poszukiwanie zatopionych skarbów, seryjny morderca... Dziwne połączenie? To dodajcie do tego jeszcze historię polowania na czarownice i nasze współczesne protesty organizacji feministycznych.
Od tego zaczynamy: jednej z manifestacji w ramach tzw. czarnego protestu, z której Paulina Weber ma przeprowadzić relacje dla swojej gazety. Kontrmanifestanci, czyli środowiska prawicowe nie przepadają za mediami, nic więc dziwnego, że dochodzi do spięcia, w efekcie czego dziennikarka zostaje poturbowana, a wokół taśm z wydarzenia rozpęta się niezła zadyma. Zastraszanie, czekający ją proces i jeszcze dodatkowo naciski naczelnego, by sprawę odpuściła, bo to niepolityczne by atakować wierzących, jeszcze bardziej wojowniczo nastawiają Paulinę. Do tego stopnia, że w jej głowie wszystko zaczyna się układać w spójną całość: narzucony jej temat o paleniu czarownic na Pomorzu, bezbronne ofiary w rękach mężczyzn i oto do dziś mężczyźni nie chcą kobiet słuchać, uznać ich praw, nie szanują tych, które nie pasują do ich wizerunku kury domowej. Cały ten wątek, sorry, ale choć interesujący w warstwie historycznej, jak dla mnie jest zbyt nachalny, jednostronny (oczywiście najłatwiej wskazać iż wszystkiemu winien Kościół jak instytucja) i mocno mi tu zgrzytał. Tu nie chodzi o to, iż chcę zarzucić autorowi, iż przytaczane sytuacje nie miały miejsca, ale stawianie znaku równości między przeszłością i współczesnością, stawianie własnych ocen i interpretacji jako jedynych prawdziwych, to raczej do publicystyki, a nie do powieści, bo to może mocno przeszkadzać. Ja takich sytuacji łopatologicznego urabiania czytelnika nie lubię, obojętnie z której strony ideologicznej to następuje (patrz moja opinia o książce Biedzkiego).
Zacząłem od minusa, który przeszkadzał mi w lekturze, bo powracał co ileś stron, ale to nie znaczy, że będę odradzał lekturę "Biblii diabła". Leszek Herman umiejętnie wplata ciekawostki historyczne do współczesnej fabuły, z dobrym tempem, pełnej wydarzeń i zagadek. Powracają starzy znajomi, czyli oprócz Pauliny i Igora, prowadzącego biuro projektowe, również ich przyjaciele z Anglii, była żona Igora, która wciąż tropi ich tajemnice. Znajdzie się miejsce na chwile grozy, wspólne poszukiwania, odrobinę humoru i trochę naszych realiów urzędniczych, informacji z dziedziny architektury, czy układów personalnych w biznesie i polityce.
Ta książka wciąga podobnie jak poprzednie i mimo objętości połyka się ją błyskawicznie. Spora ilość wątków i postaci na początku może sprawiać trochę dyskomfort, ale potem gwarantuję, że wszystko układa się w fascynującą całość. Można się trochę czepiać, że rozwiązania zagadek u Hermana następują trochę zbyt szybko, w stosunku do wcześniej budowanego napięcia, ale to nie jest tak, żeby finał jakoś rozczarowywał. Pewnie po prostu chciałoby się, żeby ten klimat pełen tajemnicy, trwał do samego końca, pozostawiał w pewnej niepewności. Zakończenie jak z powieści przygodowych daje frajdę, choć chyba wolałbym mroczniejsze i jeszcze bardziej otwarte. Generalnie autorowi bliżej jest do powieści sensacyjno-przygodowych, niż do kryminałów, ale to mi akurat nawet pasuje, bo nie ma zbyt wielu piszących u nas w takim stylu i na takim poziomie.
Na tych ziemiach, w tych budynkach i pod nimi, skrywa się wiele fascynujących historii i pewnie jeszcze niejedną książkę z tymi bohaterami będziemy mogli przeczytać. Ja jestem jak najbardziej na tak i liczę na to, że nastąpi to jak najszybciej.
Coś dla mnie, w końcu jestem historykiem :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej powieści tego autora, ale teraz, po zapoznaniu się z recenzją "Biblii diabła", wiem, że będę musiała zaprzyjaźnić się z twórczością Leszka Hermana. Coś czuję, iż jego pióro również przypadnie mi do gustu. :)
OdpowiedzUsuń