Żyć po swojemu, nie przejmować się tym "co należy", szukać szczęścia. Jakie to proste, gdy się to czyta. Trzeba jednak sporo przeżyć, żeby dojść do takiej harmonii. Claire (Frot) jest raczej zamknięta w sobie, nie pozwala sobie na większe szaleństwa, większość swojej energii zostawiając w pracy, gdzie jako położna dokonuje cudów. Dni płyną, a ona jest trochę w zastoju - dorosły syn wkrótce wyfrunie z domu i nie za bardzo chce realizować plany jakie dla niego wymarzyła, jej szpital wkrótce zamkną jako niedochodowy, a ona żyje skromnie samotna, nieufna wobec mężczyzn po wcześniejszych przeżyciach. Co takiego musi się stać, żeby wybić ją z tych torów?
Wystarczy spotkanie na swojej drodze osoby, której wcale nie ma ochoty spotykać. To przez nią lata temu ojciec popełnił samobójstwo gdy go rzuciła, to o niej chętnie by zapomniała. Lekkoduch, femme fatale, żyjąca chwilą, lubiąca luksus i przyjemności Beatrice. Tak bardzo się różnią. Łączą je wspomnienia jednego mężczyzny, którego kochały, ale i to, że starsza już Pani bardzo potrzebuje pomocy Claire. Może chce uporządkować przeszłość, uzyskać wybaczenie, ale nie możemy oprzeć się wrażeniu, że dość świadomie chce po prostu uzyskać wsparcie w chorobie i w trudnej sytuacji finansowej.
Początkowa niechęć, zamienia się powoli w przyjaźń, która zmienia je obie. Subtelny, spokojny film, który ogląda się z dużą przyjemnością. Głównie ze względu na świetne role obu pań, ale chyba i jego klimat, tak niespieszny, przepełniony harmonią, zgodą na to co niesie czas, ma tu swoją rolę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz