
W kinach pojawił się najnowszy film Wesa Andersona i po raz kolejny sięgnął on po animację i zwierzątka (tym razem psy), by opowiedzieć jakąś historię. "Wyspy psów" jeszcze nie widziałem, ale pewnie w maju się wybiorę, na razie jednak notka o poprzedniej tego typu produkcji.
Po wizycie w łódzkim Semaforze i muzeum filmu, jeszcze bardziej doceniam fakt, iż animacja starego typu, poklatkowe zdjęcia kukiełek, jeszcze nie umarła, wciąż może zachwycać. I właśnie tego typu produkcję zaproponował Anderson, zaskakując pewnie wiele osób. Tu nie chodzi przecież jedynie o budżet, ale tego typu animowanie postaci nadaje im zupełnie inny charakter, nadaje im więcej życia. Czy to wciąż kino familijne? I tak, i nie. Bo choć to bajka (autorstwa wciąż mało znanego u nas Roalda Dahla), zawiera w sobie tyle elementów czytelnych raczej dla dorosłych, że nie jest dla nich jedynie sentymentalnym powrotem do lat dzieciństwa.

Sporo można znaleźć tu cech charakterów, które są jak najbardziej ludzkie, i choć są tu przypisane zwierzętom, nadal są jak najbardziej czytelne. Czasem wynikają z tego dość zabawne sytuacje, ale bywa też jak najbardziej poważnie - jak choćby w przypadku relacji ojca i syna, który wciąż próbuje zmierzyć się z jego legendą rozrabiaki.
Niby mało skomplikowana historia, ale jakże cudownie się to ogląda, jak zachwycająca jest ta precyzja każdego detalu, ruchu, łącznie ze zbliżeniami. Wyobraźnia i poczucie humoru, wrażliwość Andersona jest specyficzna, ale ja ją uwielbiam. Dlatego "Fantastyczny Pan Lis" nie jest dla mnie jedynie jakąś tam prostą animacją z fajną muzyką, to piękna i pełna metafor baśń o tym co tam w duszy nam gra, o kompromisach i konsekwencjach naszych decyzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz