Remigiusz Mróz gościł u mnie dość często w ubiegłym roku, ale choćbym nie wiem jak się starał nadrobić zaległości w jego powieściach, on i tak pisze w takim tempie, że mam kolejne tytuły do uzupełnienia. Niedługo poluję na Chyłkę, a na razie Wiktor Forst.
I wiecie co? Mam wrażenie przy czwartym tomie, że już trochę wypaliła się ta seria. Pewnie sięgnę po kolejny tom z ciekawości, "Deniwelacja" jednak rozczarowała. Dostałem podobne elementy jak wcześniej, ale tym razem w mało spójnej i nieprawdopodobnej fabule. Po raz kolejny bohater zostaje wplątany w morderstwo (i znowu trupy w Tatrzańskim Parku Narodowym), wszyscy chętnie by go przymknęli i przesłuchaniami wydobyli z niego informacje na temat tego w jaki sposób był związany z ofiarami, a on ponownie postanawia prowadzić śledztwo na własną rękę. I mimo dawania sobie w żyłę, picia i ogólnej degrengolady, udaje mu się robić wszystkich w konia, unikając służb... No chyba, że sam coś od nich chce.
Pomaga mu komendant Osica, nie jest wobec niego obojętna pani prokurator, no po prostu jakiś szczególny magnetyzm z niego bije, skoro ufają mu, mimo wiedzy na temat tego co robił.
Jak powiązać trupy pod Giewontem z mafią w Hiszpanii, która organizuje handel kobietami na dużą skalę? Mróz nie takie cuda potrafi połączyć. Tym razem mam wrażenie, że jednak mu coś nie wyszło. O ile wątek hiszpański jest mało prawdopodobny, ale do przyjęcia (coś za szybko wkradł się w ich łaski i zdobył fuchę), to już przeniesienie tego na teren Polski zapachniało dużą ściemą i na siłę kombinowanym łataniem dziur w fabule. Jakie to wydaje się proste - gdy obije ci się o uszy sprawa młodych dziewczyn, które dają d... arabskim szejkom za wielkie pieniądze, latają sobie na tygodniowe rejsy, by potem żyć kilka miesięcy na poziomie, łączysz to jeszcze z mniej przyjemnymi historiami kobiet, które już tego nie chcą robić, a są do tego zmuszane, wysyłasz Forsta (bo przecież wyrzucili go z policji, więc mu się nudzi), by ratował jedną z nich, potem rzeźbisz parę sprawdzonych wcześniej pomysłów, jako tło dorzucasz Zakopane i masz kolejną odsłonę serii. Tak można w nieskończoność. Forst niczym Bond niedługo będzie jeździł po całym świecie, wracając w Tatry jedynie na finał, bo tu smakuje on najlepiej. Nie chodzi o to, że jest niezniszczalny, ale o powtarzalność pewnych schematów.
Gdybyż jeszcze "Deniwelacja" trzymała w napięciu. Temu być może miał służyć zabieg równoległego podrzucania nam wątków wydawałoby się niepowiązalnych czasowo i motywami. To się w miarę sprawdzało, ale do czasu gdy te wątki jednak Mróz na siłę próbował połączyć. Wyszło dużo słabiej niż w poprzednich trzech tomach. Niestety. I pewnie rozczarowanie byłoby jeszcze większe, gdybym czytał je jeden po drugim. Ta bawiłem się nawet nieźle, bo trochę miałem przerwy z książkami tego autora. Mimo to jednak schematyczność była bardzo wyraźna.
Co ja jednak będę radził - gdybym powiedział czytajcie jedynie trylogię, na której miały zamknąć się przygody Forsta, to i tak bym pewnie nie został wysłuchany. Większość tych, którzy sięgają po Mroza, potem już kontynuują cykl, co najwyżej kręcąc nosem i czekając na powrót do zwyżki formy.
Czytałam tylko pierwszą książkę z tej serii. Chętnie przeczytam resztę i będę szczególnie uważać na tą :)
OdpowiedzUsuń