niedziela, 28 lutego 2021

Smak Pho, czyli serce i tam i tu

Luty kończę kolejną notką filmową, mimo że planowałem jakąś lekturę - ostatnie dwa dni jednak tak intensywne w kuchni i przy stole rodzinnym, że na wszystko brakuje czasu. I wybieram film, który choć dość kameralny, wzbudził trochę emocji, ale ograniczę się do kilku zdań, będziecie mogli sami poszukać więcej informacji.

Kluczem do odpowiedzi na pytanie komu może się ten film spodobać, będzie tematyka: to opowieść o imigrantach, którzy w Polsce próbują się odnaleźć - jak to wygląda wśród tych, którzy swoje życie dzielą na to co tam i to co tu, a jak w drugim pokoleniu, które pamięta tylko nową ojczyznę? Tu akurat mamy ojca i córkę z Wietnamu, ale pewnie podobne historie mógłby opowiedzieć każdy kto musiał szukać nowego kraju - nawet Polacy za granicą. Nawet jeżeli znasz język, nawet jeżeli masz pracę i zarabiasz, zawsze będzie w tobie tęsknota, zawsze będzie poczucie, że tu traktują cię jako obcego, dużo więcej czasu potrzebujesz by zbudować zaufanie.


Film ma w sobie trochę ducha Azji, tego wolniejszego rytmu, pokazania zwykłych codziennych spraw, w których jest tyle samo prawdy o bohaterach, co i w jakichś chwilach przełomu. Dziesięcioletnia Maja czasem chciałaby żyć bardziej w stylu rówieśników, nie odstawać od nich, dlatego widzimy jej drobne przejawy buntu przeciw tacie. Czujemy, że ten kocha ją bardzo i tak jak potrafi dba o to, by miała wszystko co trzeba, choć nie zawsze rozumie pragnienie, by mieć wszystko co mają inni, a co nie zawsze mu się podoba (podarte spodnie). Jako kucharz spędza wiele godzin poza domem, nie jest jednak rodzicem surowym, chłodnym, może po prostu mało wylewnym.
Jest w tym filmie dużo ciepła, choć sama opowieść nie jest jakaś bardzo wesoła. Wzrusza, choć na pewno nie rozgrywa emocji jakoś bardzo na siłę. To jakby podglądanie zwyczajnego życia, w różnych jego barwach, smutkach i radościach.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz