Na okładce dopisek: humor brytyjski, jakby to miało wyjaśniać wszystko :) W sumie powieści Davida Nobbsa z 1975 roku rzeczywiście może kojarzyć nam się z humorem angielskim jaki poznawaliśmy w latach 70 czy 80 z różnych seriali. Nie ma tu może aż tyle absurdu co u Monty Pythona, ale jest na pewno ta dziwna mieszanka flegmy, elegancji i prób przełamania ram, jakie wyznacza społeczeństwo. Bohater ze swoimi decyzjami, które zmieniały się dość często, przypominał mi postacie z powieści Mendozy, które tak mnie drażniły, na szczęście fabuła była mniej przekombinowana. Powiedziałbym nawet, że sama akcja jest tu mniej istotna, jak to jak się czują i co myślą poszczególne postacie. Nawet to co mówią jest sprawą drugorzędną, bo jak to bywa u Anglików, wcale nie zawsze mówią to co myślą. To chyba największy problem głównego bohatera, czyli Reginalda Perrina. Niby ma wszystko, ale zaczyna się dusić, zniechęca go myślenie, że ma poświęcić kolejne lata na to, by utrzymywać ten stan jaki jest: rodzina, praca, dom, kot, konto, rutyna. Najpierw próbuje zrobić jakiś odważny ruch, który by dostarczył mu ekscytacji, zapoczątkował jakąś zmianę. Skoro jednak z romansem nie bardzo wyszło, Reginald przygotował sobie plan, który ma zmienić wszystko.
Czy zmienił? Może inaczej spojrzał na to wszystko co posiadał, gdy już to stracił, może docenił. Innych, choć chciał nimi wstrząsnąć, specjalnie nie zmienił, ale siebie... Chyba tak naprawdę trochę przypadkiem, bo przecież ani pierwotny plan samobójstwa, ani też pogoń z bycie kimś innym, kimś lepszym i ciekawszym, wyszło mu średnio. Człowiek kompletnie przeciętny, nijaki, okazało się, że jednak ma w sobie to "coś", czym może innych przyciągnąć.
Źródłem humoru jest jednak nawet nie sam Reginald Perrin, co spore grono postaci drugoplanowych albo groteskowych aż do bólu, albo znowu potrafiących bardzo celnie i z ironią podsumować ludzkie lęki, smutki i marzenia. To książka zabawna, dość lekka, choć opisywane perypetie i rozterki różnych bohaterów mają w sobie sporo goryczy. Ale przecież takie jest życie, prawda? A spojrzenie na to, mimo wszystko z uśmiechem, pozwala na spuszczenie trochę z napięcia i obaw: czy przypadkiem i mnie nie dopadają podobne pomysły, które przecież w żaden sposób nie mogą doprowadzić do niczego dobrego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz