piątek, 20 listopada 2020

Tarapaty 1 i 2, czyli ahoj przygodo!

Moje pokolenie, wychowane na literaturze przygodowej i kinie nazwijmy je awanturniczym i młodzieżowym, ze zdziwieniem przyjmuje fakt, iż teraz tego tak niewiele na rynku. Oczywiście - można powiedzieć: granice się przesunęły i teraz dzieciaki nie muszą mieć jako bohaterów rówieśników, skoro wszyscy pozwalają im oglądać nawalanki superbohaterów. Mi jednak doskwiera pewien brak i z radością przyjmuję wszelkie próby wskrzeszenia takiego gatunku. Staram się wtedy o tym napisać, mimo iż sam już przecież nie jestem odbiorcą takich rzeczy (nawet dzieci mi już wyrosły).

Dlatego dziś o Tarapatach raczej pochlebnie. 


Oczywiście nie brakuje w nich wad, a jako podstawową wskazałbym mielizny i luki w scenariuszu - ta historia się nie klei zarówno w pierwszej, jak i drugiej części. Tak jakby twórcy uznali, że do młodych trzeba mówić jak do dzieci, czyli jak najprościej. Tymczasem tu też musi być logika, sensowne powiązania wydarzeń, budowanie jakiejś historii. Dostajemy zbiór scen, niektóre w założeniu efektowne jak pościgi, ukrywanie się, śledzenie, ale całość nie spina się w nic intrygującego. Kradzież - oskarżenie - próby rozwiązania zagadki - finał. I gdzieś wplecione w to przypadkowe postacie i sceny, które mają być w założeniu chyba zabawne... Ech.
Co więc jest siłą tych filmów? Ich bohaterowie. Julka, Olek, a w drugiej części jeszcze i Felka. Młodzi ludzie, którzy choć zgodnie z pomysłem twórców chwilami zachowują się zbyt dziecinnie (te krzyki :(), to są jednak autentyczni, mają jakieś swoje dylematy, emocje. I to z nimi mogą się identyfikować młodzi widzowie. Smutek, zazdrość, zranienie, ale także ciekawość, strach, radość i ekscytacja wypadają na ekranie bardzo naturalnie. I za to brawa. Również od strony aktorskiej jeżeli bym się czepiał, to dorosłych, którzy są sztuczni, a nie młodych, którzy wypadają bardzo fajnie (choć główna bohaterka jest grana przez dwie różne aktorki i w pierwszej części Pola Król była ciekawsza).

Kolejny duży plus za muzykę, której jest bardzo dużo, jest ładnie wpleciona w akcję i co ważne są to rzeczy raczej nowe, polskie (m.in. Kwiat Jabłoni), a nie to co częste np. w komediach romantycznych najbardziej znane evergreeny. Ładne są też zdjęcia, choć plenery migają przed oczami i nie są do końca wykorzystane (to w drugiej części).
Czy warto? Mimo pewnych słabości tak. Z nadzieją, że może w przyszłości powstaną jeszcze lepsze produkcje, gdzie twórcy nie będą tak balansować pomiędzy kinem młodzieżowym, a dziecięcym. Chyba jest jeszcze zapotrzebowanie na takie kino. Przygodowe, ale familijne. Nie za bardzo dydaktyczne, ale z pozytywnym przekazem.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz