piątek, 13 listopada 2020

Szczury Wrocławia. Kraty - Robert J. Szmidt, czyli ludzie równie groźni jak i zombie

Szczury Wrocławia, czyli apokalipsa zombie w realiach PRL - o pierwszym tomie pisałem tak - czyli rzecz absolutnie świetna, o dziwo dość poważna, choć temat zwykle postrzegamy trochę z przymrużeniem oka. I oto za mną odsłona druga cyklu. Nie wiem nawet czy nie lepsza. Choć to ogromna cegła, tym razem autor skupił się na kilku konkretnych grupach i miejscach, potem przeplatając i łącząc ze sobą ich wątki, nie ma więc takiego poczucia ogromnej ilości postaci i wydarzeń słabo ze sobą powiązanych jak w pierwszej części. Tak jakby tamto było szeroką panoramą, w której widzimy cały koszmar spadający na miasto (i nie tylko na miasto), a w tomie drugim przyglądamy się trochę przez lupę wybranym miejscom, które jakoś przetrwały katastrofę. Pierwszy szok już minął, ludzie znają zagrożenie, nie znaczy to jednak, że zawsze potrafią go uniknąć, że są bezpiecznie. 

Jak kraty to więzienie. Olbrzymi kompleks, który daje możliwość izolacji od tego co za murami, stąd też pomysł, by właśnie tam zgromadzić rodziny, bliskich i jak najwięcej cywili. Dyrekcja postanowiła więc pozbyć się najgorszych przestępców, wywożąc ich w zamkniętych samochodach i porzucając na mieście, licząc na to, że wpadną oni w ręce Rosjan, których interwencji wszyscy się spodziewają. Nic nie idzie jednak tak jak sobie to wyobrażano.

   
Mamy więc wątek więzienia, w którym upchnięto kilkaset osób, ale w którym jak się okazuje też nie udaje się dopilnować wszystkich zabezpieczeń - masa ludzi, zarówno cywili, jak i załogi przeistacza się w żywe trupy i robi się coraz ciaśniej i niebezpiecznie. Ciekawie jednak jest też poza murami - grupie przestępców pod wodzą seryjnego mordercy i sadysty Fabiana Sprychy udaje się zwiać z ciężarówki i sieją grozę w okolicach zajezdni tramwajowej, gdzie zrobili sobie bazę. Udowadniają, że czasem lepsza jest śmierć z łap zombiaków, niż bycie ofiarą pomysłów tych zwyrodnialców bez zasad. Co gorsza, grupa wpada na pomysł, by zdobyć broń palną, napadając na... więzienie. Trzecim wątkiem jest obserwowanie planów ratowania wszystkich niedobitków przez oddziały wojskowe jakie wycofały się na tzw. wielkiej wyspie. Oni mogą być szansą na wprowadzenie ładu w tym chaosie jaki zapanował, ale są bardzo ostrożni po różnych wcześniejszych doświadczeniach, gdzie ani amunicja, ani palenie zwłok, ani ciężki sprzęt nie dał im ratunku. 
Ależ to ma klimat. Ciarki przechodzą, bo Szmidt potrafi oddać koszmar w jakim znaleźli się zwykli ludzie jak i przerażenie osób odpowiedzialnych za próby stworzenia jakichś planów ratunku. Strach, determinacja, wściekłość, chęć ratowania swojego tyłka albo znowu poświęcenie by ratować innych. Tym przesiąknięta jest prawie każda strona. Nie możesz ufać innym ludziom, w każdej chwili musisz uważać na żeby nie mieć kontaktu z rannymi, czyli w teorii najlepiej byłoby działać samemu - nie zaskoczy cię wtedy fakt, że ktoś bliski stał się żywym trupem, którego musisz traktować jako śmiertelne zagrożenie. Ale jak tu przeżyć w mieście samemu? Nawet przy założeniu, że puste mieszkania i zakłady mogą być pełne żarcia, picia itp. każde wejście do obcego domu może oznaczać niemiłe niespodzianki.

Mniej tu już absurdów socjalistycznego państwa, gdzie wszyscy oglądają się na rozkazy góry, ludzie przyzwyczajają się do tego, że muszą sobie radzić sami. Postapokalipsa zaczyna więc przypominać inne książki tego typu, zostaje oczywiście mapa Wrocławia, dla tych którzy miasto znają, mimo wszystko nie traktuję tego jako wady. Fabuła jaką zafundował Szmidt, napięcie związane z losami poszczególnych postaci oraz eksperymenty z trupami, które mają pomóc w lepszym przygotowaniu ludzi na to co ich czeka w przyszłości, wynagradzają mi ten specyficzny klimacik państwa z czasów Gomółki.
W książce jest też trochę bonusów. I mówię nie tylko o tym, że część fanów może znaleźć własne nazwiska, ale są też ilustracje Roberta Rajszczaka oraz opowiadanie debiutującego Piotra T. Dudka (całkiem smakowite). Polecam całość nie tylko fanom klimatów zombie. I zabieram się za tom trzeci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz