Po pierwszym odcinku byłem zachwycony, niestety im dalej tym było dziwniej i to wcale nie oznaczało, że lepiej. A mogło być tak dobrze.
Żyjąca w izolacji społeczność, tworząca własne zasady i nawet wierzenia, wyspa do której można dostać się tylko przez kilka godzin dziennie, tajemnice, zagrożenie - to wszystko sprawia, że początek serialu smakuje wybornie i daje dużą nadzieję na ciąg dalszy.
Jude Law dostał świetną rolę, jego zagubienie i przerażenie, potem determinacja sprawiają bardzo autentyczne wrażenie. On ma ewidentne problemy, znalazł się tu przypadkiem - przynajmniej tak nam się wydaje - ale ludzie na Osea, jakoś wcale nie mają ochoty się z nim żegnać. Co prawda niektórzy próbują go zabić, ale inni za to chronią go za wszelką cenę. Im dalej jednak dziwniej. Rytuały robią się bardziej makabryczne, wymagają ofiar, a przeszłość mężczyzny okazuje się dziwnie powiązana z tym miejscem, w którym przecież znajduje się pierwszy raz.
Nie udaje się utrzymać tej początkowej ciekawości i napięcia, a odpowiedzi na różne zagadki raczej nie przyniosły mi satysfakcji. Na pewno zapamiętam jednak to pierwsze wrażenie, poczucie osaczenia i świetne zdjęcia. Nie chodzi jedynie o ponurą aurę wyspy i jej dziwne, surowe piękno, ale i to co jest w jej mieszkańcach, czyli jakaś zaciętość, podporządkowanie sprawie. Świat pogrąża się ich zdaniem w mroku, ale ich wyspa pomoże się odrodzić ludziom, przetrwać to co najgorsze. A w tym wszystkim wydawałoby się normalny facet, tyle że nie mogący się pozbierać z żałoby po małym synku. Warstwa psychologiczna jest dla twórców równie interesująca co same wydarzenia, choć przemocy nie zabraknie. Przez pewien czas podejrzewamy nawet, że mężczyzna popada w jakąś paranoję, bo to co widzimy wydaje nam się mało realistyczne. A jednak...
Na nowo nasza uwaga podkręcona jest gdy w połowie serialu pojawia się na wyspie żona mężczyzny wraz z dziećmi, coś jednak nadal się już w tej historii przestało kleić i do końca trudno odzyskać początkowy potencjał. Szkoda. Gdyby skrócić całość, wydobyć esencję z tego pomysłu, byłoby naprawdę coś świetnego, a tak pomysł został rozwodniony.
Ni to dramat, ni to horror, wizualnie chwilami po prostu urokliwie...
Pewnie Lynchowi by się takie wizje podobały, ale on by uczynił je jeszcze bardziej odjechanymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz