sobota, 18 kwietnia 2020

Szczury Wrocławia. Chaos - Robert J. Szmidt, czyli powieść idealna na czas pandemii

Szczury-Wroclawia-Chaos
Powieść idealna na czas pandemii. Inspirując się prawdziwymi wydarzeniami z lat 60, a dokładniej epidemią czarnej ospy we Wrocławiu, autor opisuje działania różnych służb, reakcje ludzi, konkretne rozwiązania. Ale to nic. W klimaty PRL i całą tamtą rzeczywistość zamordyzmu wobec obywateli, Szmidt dorzuca jeszcze zombie. Wiadomo - w Stanach temat wyeksploatowany do cna, ale u nas? Nic dziwnego, że powieść zdobyła tak dużą popularność, co doprowadziło do powstania kolejnych dwóch tomów. W pewnych kręgach jest nawet dość kultowa, bo to właśnie na jej kartach chętni mogli pojawić się z imienia i nazwiska (by potem zginąć marnie). Dla mnie, w tym dziwnym czasie okazała się mało zabawna (choć takich fragmentów trochę też się tu znajdzie), a raczej przerażająca. Bezradność wobec szerzenia się "wirusa", którego nikt nie zna, nie rozumie, przedwczesna radość gdy wydaje im się, że znaleźli sposób na ograniczenie zarażeń, a potem spektakularne porażki - to nie nastraja optymistycznie wobec tego co za oknem, prawda?

Nikt bowiem do końca nie wie skąd się wzięły pierwsze przypadki, co jej wywołało, a to co widzą nie mieści się nikomu w głowie. Jak umarli mogą ożyć? Przecież naukowo to niemożliwe. Ale nie tylko wyprane ideologią marksistowską umysły są w szoku, wobec epidemii bezradni są wszyscy - lekarze, wojskowi, partyjni, kler i zwykli ludzie. Każdy kto jedynie zostanie zraniony, a potem jak się okazuje nawet ten kto stoi w pobliżu nieumarłych, natychmiast staje się do nich podobny. 

Śledzimy kolejne etapy wydarzeń: od pierwszych przypadków wśród izolowanych z powodu podejrzenia ospy, przez kolejne pomysły jak wyłapać wszystkich, na początku nielicznych zombiaków. Niestety brak doświadczenia w postępowaniu z takimi przypadkami, zatajanie przez tych, którzy mieli jakiś kontakt, zwykłe ludzkie błędy i lekceważenie zagrożenia powodują, że wszystkie rzucone siły okazują się niewystarczające. Przeskakujemy z miejsca na miejsce, obserwujemy kolejne postacie i prędzej czy później niestety wszyscy giną, dołączając najczęściej do armii trupów przejmujących miasto. 
Nawet jeżeli w dialogach, w różnych scenach, dyskusjach pojawia się trochę humoru, raczej nie jest nam do śmiechu, bo fala okropieństw, flaków, oderwanych kończyn, krwi jest przytłaczająca. To jednak powieść nie tylko dla fanów gore i tym podobnej twórczości. W całej chaotyczności wydarzeń rysuje się obraz tego jak rozwijać się może jakaś epidemia, jak brak posłuszeństwa, własne pomysły, brak wiedzy, mogą niszczyć nawet najlepsze pomysły na ochronę jakichś terenów czy ludzi. Dodatkowo to fajna lekcja historii - od przepychanek kompetencyjnych i decyzyjnych między wojskiem, milicją i partią, przez "opozycję", która cieszy się z każdej porażki komunistów, aż po metody na utrzymanie ludzi w strachu i posłuszeństwie. Zwykłych mieszkańców Wrocławia nikt nie informuje o zagrożeniu, wszyscy chcą poradzić sobie z tym sami, jak najszybciej i z czasem zapominając o kosztach, konsekwencjach, byle pochwalić się potem sukcesem. A zombie jak to zombie - nie zastrzelisz, nie zatrzymasz.
Niby w pewnym momencie traci się już element zaskoczenia, ale i tak duży plus za to, że Szmidt nie funduje bajeczki w stylu: grupka ocaleńców, którzy są bezpieczni, mimo że wokół wszyscy giną. On niczym Martin w Grze o tron się nie patyczkuje. Na deser dostajemy też ciekawe opowiadanie Artura Olchowego.
Zaczynałem od słuchowiska Chaos na EmpikGo, ale gdy zobaczyłem jak jest okrojone, natychmiast przerzuciłem się na lekturę. Ale jeżeli ktoś chce spróbować to zachęcam.
Sięgam niedługo po kontynuację, Szczury więc na blogu jeszcze powrócą.

3 komentarze:

  1. Tego akurat nie czytałam, ale słyszałam o owym tytule i chciałabym po niego kiedyś sięgnąć. Potem zaś po ciąg dalszy, bo jest duże prawdopodobieństwo, iż historia spod pióra R.J. Szmidta przypadnie mi do gustu. Swoją drogą, czytałam jakiś czas temu za to inną książkę, która traktuje o zombie i rozgrywa się w Polsce - "Infekcję: Genesis" Andrzeja Wardziaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tego nie znam... Za to Darek Dusza napisal w ub roku o zombie w Jarocinie

      Usuń
    2. Książki o zombie w Jarocinie nie czytałam, ale chętnie bym to kiedyś nadrobiła. Wracając do pozycji spod pióra A. Wardziaka, tu mamy współczesną Warszawę. Generalnie tytuł ten nie wprowadza rewolucji w temacie zombieapokalipsy, ale stawia po prostu na solidną rozrywkę w takowym klimacie. Mnie w każdym razie podobała się owa powieść.

      Usuń