Przy okazji premiery filmu Patryka Vegi o naszych politykach i mojego dylematu: iść czy nie iść, postanowiłem zebrać garść produkcji, z którymi mam podobny problem: twórcom wydawało się że będą cholernie zabawne. A potem okazuje się że są przerysowane, toporne, głupie i jeszcze by się znalazło parę określeń, ale śmieszne nie są wcale lub prawie wcale. Jeżeli kogoś śmieszą to mogę tylko współczuć.
Gdy byłem dużo młodszy triumfu święciła Akademia Policyjna. I mimo wad nadal mam trochę sentymentu dla tego humoru. Straż Wiejska 2 (jedynka podobno lepsza, może kiedyś trafię), niestety nie tylko nie ma finezji, to poczucie humoru ma jeszcze sporo poniżej pasa niż tamte komedie sprzed lat. Niby sam pomysł, czyli: przesuwamy granicę i jakaś miejscowość kanadyjska nagle ma znaleźć się w USA, a o odpowiedni przyjazny klimat i edukację co do różnic w prawie, ma zadbać oddział strażników, ma w sobie jakiś potencjał, ale wykonanie leży. Scenariusz, obsada i przede wszystkim niski poziom żartów sprawie, że to seans który można sobie spokojnie darować. Cycki, narkotyki i poziom inteligencji na poziomie pantofelka.
Kolejne dwa filmy poniżej.
Jestem taka piękna.Tu jest lepiej, choć raczej nie jest to komedia, przy której zrywasz boki, raczej wywołuje uśmiech pełen sympatii. Twórcy balansują między typową hollywoodzką komedią romantyczną, a przewrotną, bardziej w stylu skandynawskim historią kogoś dalekiego od ideału, kto próbuje poradzić sobie w świecie, w którym wzorce ideału są bardzo wyśrubowane.
Bohaterka grana przez Amy Schumer wiecznie zadręczałaby się, że nie ma szansy na sukces: jest za gruba, za brzydka, zbyt mało przebojowa. Ale po uderzeniu w głowę, zapomina o tym wszystkim, zaczyna się zachowywać tak jakby była wyjątkowa, a ludzie zamiast stukać się w głowę, po prostu ją akceptują. Wygrywa jej charyzma, której dotąd nie potrafiła sama odkryć.
Satyra na powierzchowność, obłudę, kompleksy i wyścig szczurów byłaby jeszcze ciekawsza, gdyby nie ograne chwyty romantyczno sentymentalne, które odzierają film z pazura. Mój uśmiech w kilku scenach, naprawdę szczery i niewymuszony...
Holmes i Watson. Ponieważ tych bohaterów uwielbiam, nawet przyznanie temu filmowi Złotych Malin, mnie nie odstraszyło. A po seansie nie mogę się nadziwić, że to robota jednego z braci Cohenów... Zamiast czarnego humoru, cała masa dosłowności, zamiast finezji i dialogów, bezsensowne podskakiwanie, machanie rękoma, robienie z siebie głupka. Może parę scen całkiem pomysłowych, ale większość raczej żałosna (szczególnie te z królową). Dowcipne chyba miały być nawiązania do innych filmów o tej parze, ale sorry, nawet głupawe parodie typu Hot Shot bardziej potrafiły rozbawić. I tylko żal że w takiej produkcji marnują się aktorzy tacy jak choćby Ralph Fiennes. Odradzam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz