niedziela, 12 sierpnia 2018

Ostre przedmioty, czyli zwiać, zapomnieć, zmienić się


Dzieci odwiezione na koncert Eda Sheerana, potem jedynie trzeba je odebrać i z ciekawością wysłuchać relacji, ale póki co można w to niedzielne leniwe popołudnie nadrobić trochę zaległości serialowych. Znowu jest tak, że zapycham różnymi tytułami dysk dekodera i nie wyrabiam się z oglądaniem na bieżąco. Nowa wersja Pikniku pod wiszącą skałą, Dzień, no i Ostre przedmioty. Powieść Gillian Flynn jeszcze czeka na lekturę, ale produkcję HBO już odpaliłem i chcę podzielić się pierwszymi wrażeniami.
Niby wszystko zaczyna się od sprawy kryminalnej, czyli zniknięcia nastolatki, której ciało potem zostanie znalezione, ale tak naprawdę fabuła wcale nie jest skupiona na śledztwie. Zarówno próby wyjaśnienia sprawy przez policję, jak i przez bohaterkę, która jako dziennikarka jest wysłana przez redakcję do tej niewielkiej społeczności, są tak chaotyczne, pełne sprzecznych tropów, podejrzeń, że trudno to traktować jako najważniejszy wątek. Jeżeli więc nie to, co w takim razie?



Jestem w trakcie więc nie znam jeszcze odpowiedzi na wszystkie pytania, ale czuję, że tajemnice w dużej mierze tkwią w przeszłości. Już wcześniej to niewielkie miasteczko przeżyło podobną tragedię, a sprawca nigdy nie został złapany. Więcej czasu jednak twórcy poświęcają nie samej zaginionej, a pokazaniu tego jak ze swoimi demonami próbuje poradzić sobie Camille Preaker (w tej roli Amy Adams). Jej szef wysłał ją nie tylko po to, by zdobyła sensacyjny materiał, ale by zmierzyła się z tym, z czym jego zdaniem cały czas ucieka, choćby w alkohol, czy samookaleczanie. Toksyczna matka, traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa, jakieś głupoty jakie popełnia pewnie większość nastolatków... I oto teraz spotyka się z dawnymi znajomymi, którzy nigdy nie wyjechali z jej miejscowości, znów odwiedza dom rodzinny i obserwuje relacje swojej matki ze swoją młodszą siostrą, próbuje być profesjonalna, ale na każdym kroku wszystko ciągnie ją w stronę mroku.
To właśnie duszny, tajemniczy klimat jest najbardziej charakterystyczny dla tej produkcji. Przypomina to choćby Miasteczko Twin Peaks, gdzie z masy różnych półsłówek, dziwnych zdarzeń, mieliśmy zbudować sobie jakąś własną wersję zdarzeń. Tu jest podobnie - jakieś plotki, miejskie legendy, podejrzenia, kłamstwa i sekrety. I wciąż pojawiające się przebłyski z retrospekcji, senne wizje, przerażające i wciąż niewyjaśniane. Budzi to niepokój, ale muszę przyznać, że wymaga też dużo skupienia, to serial, który bez odpowiedniego podejścia, może okazać się dość męczący.
Zachęcam do tego, by spróbować samemu. Więcej tu psychologii i przyglądania się relacjom, niż samego dochodzenia, ale to czyni Ostre przedmioty jeszcze ciekawszymi.

1 komentarz:

  1. "Pikniku..." trochę nie warto. Znacznie lepsza była wersja filmowa. Tu twórcy nie mogli się zdecydować, czy to ma być uwspółcześniona historia o wyłamywaniu się ze schematów, czy pogłębiona analiza osobowości głównych bohaterek. Z jednej strony silą się więc na oniryzm w stylu Weira, z drugiej walą kampem po oczach (scena z facetem robiącym kupę w salonie pensjonatu), z trzeciej robią z pani Appleyard lady Mackbet, co to ma zwidy. To taki trochę koszmarek, ale z drugiej strony chętnie poznałabym Twoją opinię :).

    OdpowiedzUsuń