wtorek, 27 marca 2018

Krzyk góry, czyli czy mam szansę na szczęście

Od początku istnienia bloga jakoś mocno ciągnęło mnie do filmów, które wcale nie są "topowe", o których piszą wszyscy, najnowszych hitach. Z wielką przyjemnością grzebię w klasyce, dokształcam się jeżeli chodzi o twórczość sławnych reżyserów, sięgam po produkcje z krajów dla nas egzotycznych. Wtedy nawet w prostych historiach można znaleźć fascynujące rzeczy.
Krzyk góry może zachwycić pięknymi zdjęciami niewielkiej wioski położonej gdzieś wysoko w górach. Tarasowo umieszczone poletka, niewielka społeczność w której słowo wójta jest święte, zamiatanie kłopotów pod dywan, a w tle historia miłosna. Nieoczywista, nieszczęśliwa, ale i poruszająca.

Wszystko zaczyna się od tego, że w tragicznym wypadku ginie pewien mężczyzna, który sprowadził się niedawno do wioski z dwójką dzieci i niemą żoną. Pułapki zastawione na borsuki, tym razem okazały się śmiertelne dla człowieka. Niby można by było powiadomić policję, ale to zawsze oznacza kłopoty, może więc lepiej niech zdecyduje starszyzna co dalej z ubogą kobietą - może najlepszym wyjściem byłoby to, gdyby ten który rozstawiał pułapki, teraz wziął na siebie jej utrzymanie. Nie wszystkim jednak to rozwiązanie się podoba, w wiosce zaczyna narastać wokół wdowy dziwna atmosfera. Nigdy do końca nie uznano jest za swoją, w dodatku trudność z porozumiewaniem się z nią, stwarza barierę trudną do przebicia. Ona również coś ukrywa, ale nie chce o tym opowiadać. Powolutku twórcy pokazują nam jej dramatyczne wspomnienia, które doprowadziły ją do tej wioski, coraz bardziej jej współczujemy i mamy nadzieję na odmianę jej losu, to jednak nie jest hollywoodzka bajka.
Obserwujemy ciekawie pokazane mechanizmy społeczne w niewielkiej wsi, w której mimo komunistycznego porządku, wciąż dla ludzi jest ich własny ład i ich rozumienie sprawiedliwości niż zimne przepisy prawa. A do tego dobrze zagrane rodzące się uczucie między dwójką młodych ludzi, mających nadzieję, że dostaną od życia nową szansę.
Warto zobaczyć nie tylko dla ładnych widoków.

2 komentarze:

  1. Ja kiedyś miałam "fazę" na takie kino. Ależ cudnych produkcji wtedy się naoglądałam, nietuzinkowych, często bardzo emocjonujących. Teraz oglądam dużo mniej filmów i jakoś tak wychodzi, że wybieram te popularne, gdy idę do kina, lub filmy hiszpańskie bądź hiszpańskojęzyczne gdy oglądam je w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też ostatnio więcej kina europejskiego, ale wciąż szukam okazji dla odmiany. Zacieram ręce bo już niedługo u nas świetny festiwal Wiosna filmów

      Usuń