Tym razem w ten prawie wiosenny, a mimo to totalnie biały wieczór (miasto stało z powodu centymetra puchu), wpadliśmy tam na jeden z wieczorów festiwalu Teatr jest kobietą. I aż żałowałem, że nie mogłem zajrzeć w kolejne dni, bo każdy dzień oferował widzom coś innego. Pięć monodramów, każdy z nich o kobietach i w ustach pań. Ale przecież nie tylko dla pań (choć się spieraliśmy o to, czy facet w pełni może zrozumieć ten przekaz, czy też zrozumie go jedynie druga kobieta). A do tego jeszcze wystawa prac Marty Frej.
Jej memy, tak żywo przez nas komentowane, obfotografowane, fajnie uzupełniły ten wieczór. Taki niespieszny, bez napinki. Po prostu atmosfera tego miejsca chyba wpływa na to, że nawet gdy jest jakiś poślizg, coś nie do końca gra, wszyscy przyjmują to ze zrozumieniem i spokojem. Nawala mikroport? Gaśnie światło? To czekamy albo radzimy sobie bez tego.
W nazwie festiwalu kobiety, więc i było o kobietach. Ale w jakże różnorodny sposób. W sobotę miały być sztuki oparte na tekstach Jandy, Aleksijewicz. W piątek mogliśmy za to dotknąć zarówno teatru eksperymentalnego, jak i bawić się słodko-gorzkim "Liftingiem".
Ta opowieść snuta przez kobietę po pięćdziesiątce ma w sobie trochę z komedii, ale i sporo z dramatu. Daje dotknąć uczuć przeżywanych przez wiele kobiet, które utknęły w związkach gdzie ogień dawno wygasł, ale co ciekawe daje też nadzieję, że można pozbierać się nawet po tym gdy wydaje się, iż życie się zawaliło. Proces starzenia się pewnie zupełnie inaczej przechodzą mężczyźni, wciąż udając przed światem, że z nimi wszystko jest ok, szukając dla siebie wyzwań, uciekając przed nudą jako największą chorobą. Zapominają, że za stagnację nigdy nie jest winna jedynie jedna strona, że przekreślając lata szczęścia, goniąc za chwilą, prędzej czy później zostaną z niczym. A kobiety? Chyba już minęły czasy gdy godziły się na wszystko co los im zsyła, na wybryki mężów czy partnerów, na smutek oczekiwania w długie wieczory, na rozczarowania że znowu zapomniał, że nawet nie przytuli. One też mają prawo do szczęścia. I nie chodzi tu nawet o namawianie do skoków w bok, ale po prostu zadbanie o siebie, uwierzenie, że mogę być jeszcze szczęśliwa, zadbana, niezależna, kochana.
O tym wszystkim opowiada i śpiewa na scenie Joanna Żółkowska. Przechodzenie przez kolejne sceny, etapy dojścia do jakiejś równowagi, jej kolejne błyskawiczne metamorfozy, niosą ze sobą sporą garść refleksji na temat związków - panom pewnie nie zawsze słucha się takich rzeczy przyjemnie, ale może tym bardziej to właśnie sztuka dla nas? Chwilami jest zabawnie, ale jest w tym tekście sporo cierpienia i żalu, bo gdy traci się złudzenia, coś trzeba przekreślić, nigdy nie jest łatwo.
Dość proste, lekkie, może i chwilami zbyt przewidywalne, trącające o banał, ale dzięki temu jak to jest zagrane, ogląda się "Lifting" z dużą przyjemnością.
Dużo większy kłopot miałem z drugim przedstawieniem tego wieczoru. I nie chodzi tu bynajmniej o moje zmęczenie, zdolności aktorskie Barbary Dziekan, ani o problemy techniczne z jakimi musiała sobie radzić. Teatr eksperymentalny to po prostu nie moja bajka, ciężko mi się w tym odnaleźć, łączyć poszczególne epizody w jakąś całość, odnajdywać w nich sens albo zadawać sobie pytanie czy w ogóle on tam jest. Niektóre sceny robią wrażenie, nie tylko dzięki wyrażanym emocjom, ale i pomysłom na wykorzystanie prostych elementów. Inne znowu najnormalniej w świecie nużą. Znaczenie każdego gestu, ruchu, który ma współgrać z podkładem, pewnie mogą docenić znawcy, ja czułem się niczym członek jury w akademii teatralnej, która ma ocenić etiudy kandydatów na uczelnię i to w dodatku w atmosferze lat 80 (muzyka, konwencja całości, pomysły na zagranie poszczególnych odsłon). Naprawdę trudno mi się w tym odnaleźć i to docenić. Nawet najlepszy aktor, gdy stanie na scenie i nie ma nic świeżego do pokazania, powtarza słowa i gesty, które nie rezonują w widowni, jest na przegranej pozycji. Ginie tekst, jego znaczenie i cały klimat. A szkoda.
Było za to o czym potem rozmawiać!
Festiwal się zakończył, ale w Teatrze Druga Strefa obok spektakli repertuarowych znaleźć można zwykle sporo różnych wyjątkowych eventów, zaglądajcie więc na ich strony!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKażdy rodzaj sztuki jest piękny, a ja bardzo lubię właśnie tą wynoszoną z desek teatru. Zresztą jak bywam w Gdańsku to za każdym razem muszę odwiedzić teatr https://teatrszekspirowski.pl/ który jest dla mnie ośrodkiem kultury którego próżno szukać w innych miejscach.
OdpowiedzUsuńKiedy chodzi o samo chodzenie do teatru to ja jestem zawsze na pierwszym miejscu gdy ze znajomymi się wybieramy. Najbardziej podoba nam się chodzenie do teatru https://teatrkomedia.pl/ gdzie wiem, że zawsze mogę liczyć na bardzo ciekawy repertuar.
OdpowiedzUsuń