środa, 28 marca 2018

Nieznośny urok PRL - Janusz Rolicki, czyli trzymać się stołka

Gdy ujrzałem okładkę "Nieznośnego uroku PRL" pomyślałem, że to będzie kryminał. Albo zabawna komedia, takie połączenie Barei i Joanna Chmielewskiej. Tymczasem to lektura rzeczywiście dość lekka, ale jej tematyka troszkę mnie rozczarowała. Mieszanka zakulisowych rozgrywek na wyższych szczeblach, dostatniego życia elit PRL, romansu jednego z dygnitarzy z dużo młodszą od niego kobietą i sensacji, w wątku gdy służby mają go śledzić. Więcej tu polityki, niż prawdziwego życia, a nawet jako satyra na ówczesnych bonzów książka sprawdza się średnio - ani oni straszni, ani śmieszni. Ot zwyczajni ludzie, którzy poświęcili różne rzeczy by wdrapać się na szczebel kariery na jakim są i pilnują żeby nie zlecieć, a może i jeszcze wyżej się załapać. Przysługi, znajomości, dupokrytki, nawet szantaże, czyli prawdę mówiąc nic nowego. Czy zaskoczeniem miał być wątek dziennikarki, która dostaje szansę na wyjazd do Berlina z delegacją rządową, a tam w dramatycznych okolicznościach przeżywa coś co zmienia jej perspektywę życiową? Gdyby to jakoś sensownie pociągnąć, może i coś z tego by i było. Rolicki jednak przeplata różne wątki, niespecjalnie chyba przejmując się tym dokąd one prowadzą i czy się kończą.


Nie ukrywam więc, że spodziewałem się czegoś innego i ciut się rozczarowałem. Najbardziej chyba wątkiem działań służb mundurowych i całej intrygi związanej ze śledzeniem jednej z wyżej postawionych w państwie osób. Podkreślanie, że istniał jakiś zakaz prowadzenia działań wobec osób z rządu i w dodatku umocowanych wysoko w partii, jakoś mi zgrzyta w zestawieniu z wiedzą na temat nieustannych rozgrywek między różnymi frakcjami, w które służby były również wciągane. A tu okazuje się, że starszy już facet gra im na nosie spotykając się z kochanką, a oni niby są bezradni, bo nie wiedzą gdzie, kiedy i jak... Akurat uwierzę. Prędzej uwierzę w dość zabawne spostrzeżenie, że jak na komunistów, w latach 70, ekipa rządząca była wyjątkowo konserwatywna i dość pruderyjna. Za przykładem pierwszego sekretarza - dom, działka, żona, dzieci, kapcie, powoływanie się na ciężką pracę w przeszłości i usta pełne frazesów. Gierka akurat Rolicki stara się odmalować jako porządnego gościa, ofiarę sytuacji gospodarczej i geopolitycznej - przecież on naprawdę wierzył, że spłaci te długi, a to Wielki Brat mu na to nie pozwolił. I przebrzydła opozycja, która zbratała się z robotnikami i przez głupie podwyżki, przeciw którym zaprotestowano, zniszczyli całe wielkie dzieło odbudowy kraju. Trywializuję, ale taki jest tego wydźwięk.
Niewiele tu miejsca na życie prawdziwych ludzi w PRL i tego mi chyba najbardziej mi brakowało. Akcja dzieje się tuż po tzw. wydarzeniach radomskich, w kraju napięcie, a tu życie dygnitarzy i służących im lizusów, toczy się jak gdyby nigdy nic. Jak będzie trzeba to weźmiemy naród za mordy. Przyglądanie się tym czasom jedynie z perspektywy wierchuszki jest średnio interesujące. Nawet więc jeżeli motyw erotycznego skandalu i obserwowanie jak facet pod 60 próbuje tłumaczyć różne rzeczy młodziutkiej dziewczynie, nadają całości lekkości, można też znaleźć tu kilka ciekawych i barwnych postaci, to potencjał na pokazanie jak wyglądało życie w PRL został nie wykorzystany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz